zamknij

Wiadomości

Ale historia: kościół w Turzy solą w oku władzy ludowej

2017-12-25, Autor: Wacław Wrana

Grudzień to dla Polaków okres gorzkich wspomnień związanych z represjami komunistycznego reżimu. W naszym regionie miejscem szczególnego „zainteresowania” komunistycznych władz było sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Turzy Śląskiej. Dynamicznie rozwijający się kult maryjny w kościele w Turzy był bowiem solą w oku komunistycznych władz. W ramach naszego cyklu "Ale historia" o mrocznych czasach walki reżimu z Kościołem opowiedział nam świadek tamtych wydarzeń – ks. prałat Gerard Nowiński, wieloletni kustosz turskiego sanktuarium.

Reklama

Red.: Kościół w Turzy i rozwijający się w tym miejscu kult maryjny przez długie był solą w oku reżimu – to oczywiste. Ciekawi mnie jednak, czy tak było od początku? Dlaczego w ogóle komunistyczne władze dopuściły do budowy kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej?

Ks. Gerard Nowiński: Lokalne władze próbowały zablokować powstanie świątyni w 1947 roku, jeszcze w trakcie budowy. 2 sierpnia, na miesiąc zostały wstrzymane wszystkie prace. Jednak upór ks. Kasperczyka, biskupa Adamskiego oraz samych parafian spowodowały, że już we wrześniu budowa została wznowiona. Dziś, z perspektywy czasu wydaje się, że początkowo uwadze władz państwowych umknęła treść orędzia fatimskiego. A jednym z elementów tego orędzia była przepowiednia nawrócenia Rosji. Z popełnionej „wpadki” komuniści zdali sobie sprawę, gdy do turskiego kościoła zaczęły zmierzać tysiące pielgrzymów, a sława tego miejsca zaczęła dalece przekraczać granice powiatu. Wtedy rozpoczęła się cicha, acz ostra walka ze „Śląską Fatimą”.

Na czym dokładnie ta walka polegała?

Na przykład na uporczywym nękaniu proboszcza ks. Ewalda Kasperczyka. W latach 1950-1954 prawie 40 razy był przesłuchiwany przez Wydział Wyznań Milicji Obywatelskiej w Wodzisławiu Śląskim i Rybniku. W 1953 otrzymał karę 750 złotych za zorganizowanie odpustu fatimskiego w Turzy Śl. bez zgody władz. 

Ksiądz proboszcz był też szkalowany na łamach prasy. „Turza nie leży w Portugalii” - to jeden z nagłówków, który utkwił mi w pamięci.

W 1964 roku służba bezpieczeństwa przeprowadziła na probostwie w Turzy rewizję połączoną z grabieżą. Panowie tajniacy wywieźli wszystko co było pod ręką: samochód, pralkę, lodówkę, radiolę i wiele innych sprzętów. W moim pokoju wikarego zostało na przykład tylko łóżko i krzesło.

Pomimo tej napaści ks. Kasperczyk poprowadził nieszpory i pokazał parafianom plebanię, by mogli się przekonać jaki porządek pozostawiła po sobie władza ludowa. Ks. proboszcz miał jednak niezwykły dar dostrzegania dobra nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Dlatego po tym wszystkim razem z parafianami odśpiewał dziękczynne „Te Deum Laudamus”, za to, że „byliśmy godni doświadczyć takiego cierpienia dla sprawy Bożej”. Przyzna pan, że to dość nietuzinkowe podejście do sytuacji kryzysowej...

Dodajmy, że po dwóch latach batalii sądowej skradzione sprzęty wróciły na probostwo. Nie nadawały się już jednak do użytkowania z uwagi na korozję – prawdopodobnie przechowywane były w zawilgoconych pomieszczeniach.

W późniejszym czasie ks. Kasperczyk w osobliwy zapobiegł zarekwirowaniu pięknych antyków z jadalni...

To prawda. Spodziewając się zarekwirowania tych mebli pomalował je farbą olejną, wypisując na frontach mebli cytaty z Pisma Świętego po łacinie. Służba bezpieczeństwa uznała je więc za bezwartościowe. Meble te przez długie lata były milczącymi świadkami tych mrocznych czasów.

Apogeum prześladowań Kościoła przypadło na pierwszą połowę lat pięćdziesiątych XX wieku, gdy m.in. internowani zostali katowiccy biskupi. Co wtedy działo się z parafią w Turzy i księdzem Kasperczykiem?

W październiku 1954 roku ksiądz Kasperczyk został przeniesiony do Strzybnicy koło Tarnowskich Gór. Powodem przeniesienia miał być fakt, że według władz „tworzył w Turzy Śl. ośrodek rewizjonistyczny”. Miała to być demonstracja siły władzy ludowej. Z wysiedlenia powrócił w styczniu 1957 roku.

Co w okresie „wygnania” ks. Kasperczyka do Strzybnicy działo się w Turzy? Jak funkcjonowała parafia?

Posługę duszpasterską pełnili księża uznawani za przychylnych władzy ludowej.

Jak w tej sytuacji odnaleźli się parafianie z Turzy? Byli lojalni wobec księdza Kasperczyka, czy nowego księdza, desygnowanego przez władze?

Postawy były bardzo różne. Jedni parafianie odwiedzali księdza Kasperczyka w Strzybnicy, okazując mu w ten sposób wyrazy wsparcia. Inni zaś wręcz przeciwnie – zachowywali się bardzo nieelegancko, rozpowszechniając pod jego adresem oszczerstwa . Gdy proboszcz Kasperczyk wrócił z wysiedlenia, był wobec tych osób bardzo życzliwy i zachowywał się tak, jakby się nic nie stało. Zapytałem go kiedyś, jak może nie pamiętać wyrządzonych przez tych ludzi krzywd. Odpowiedział krótko: „Księże, jakby Pon Bóg mioł nom pamiętać takie rzeczy...”

A w jakim stopniu represje reżimu dotknęły Księdza osobiście?

Byłem często wzywany na milicję. Wykorzystywano pretekst, że mieszkałem w strefie nadgranicznej i rzekomo musiałem posiadać zezwolenie urzędu wojewódzkiego. Podczas jednej z wizyt na milicji wyczułem, że próbowano mnie zwerbować na tajnego współpracownika służby bezpieczeństwa. Funkcjonariusz, który przeprowadzał ze mną rozmowę, był doskonale zorientowany w mojej sytuacji osobistej. Za nawiązanie współpracy oferował między innymi zwiększenie emerytury mojego ojca. Po kategorycznej odmowie z mojej strony tego rodzaju próby nie były już podejmowane.
Inną formą represji było notoryczne wyłączanie dostaw prądu w każdy odpust, aby nie działały urządzenia nagłaśniające. Byliśmy oczywiście na to przygotowani i posiadaliśmy swój agregat prądotwórczy, który ratował nas przed ciszą w kościele.

Szykany władz dotyczyły nie tylko duszpasterzy, ale i wiernych którzy przybywali na nabożeństwa do Turzy.

Do utrudniania życia pielgrzymom również wykorzystywano fakt, że Turza leżała w strefie nadgranicznej. Dość często w dni odpustu drogi dojazdowe do Turzy obsadzano żołnierzami Wojsk Ochrony Pogranicza. Samochodów i autobusów albo wcale nie wpuszczano, albo przeprowadzano szczegółowe kontrole pojazdów. Z kolei na dworcach kolejowych nie można było kupować biletów zbiorowych, a tylko pojedyncze. Żadne z tych przeszkód i uciążliwości nie powstrzymały jednak skutecznie pielgrzymów, którzy i tak innymi sposobami docierali do Turzy.

Czy agenci służby bezpieczeństwa brali udział w nabożeństwach? Czy Wy – jako księża, rozpoznawaliście ich w tłumie wiernych?

Tak. Sposób ich działania był prosty. Jeden z agentów był obecny w kościele z nadajnikiem, drugi z odbiornikiem siedział w samochodzie i wsłuchiwał się w to, co dzieje się w świątyni.

Pamiętam też sytuację z procesji Bożego Ciała w Jedłowniku. Tuż przed końcem uroczystości proboszcz Kasperczyk przez mikrofon przywitał z imienia i nazwiska funkcjonariusza służby bezpieczeństwa i podziękował mu za udział w uroczystości. To kolejny przykład na to, jak nieszablonowo i z humorem potrafił postępować ksiądz Kasperczyk nawet w najtrudniejszych chwilach.

Gdy opowiada ksiądz o proboszczu Kasperczyku wyraża się ksiądz o nim z ogromnym szacunkiem i uznaniem.

Potwierdzam. Kościół Powszechny miał Papieża Tysiąclecia – Jana Pawła II, Prymasa Tysiąclecia – kardynała Stefana Wyszyńskiego. Odważę się powiedzieć, że Turza otrzymała Proboszcza Tysiąclecia - ks. kanonika Kasperczyka. Taki proboszcz się już nie powtórzy. Trudno go naśladować, można jedynie podziwiać. Był człowiekiem, który nie żył dla siebie, ale przede wszystkim dla parafii i dla pielgrzymów. Miał wiele inwencji twórczej, wiele pomysłów które ubarwiały formę nabożeństw, dzięki czemu chciało się na nich być i czynnie w nich uczestniczyć. Dla każdego człowieka miał wiele szacunku, każdego kapłana czy kleryka przyjmował u siebie z wielką godnością. Jego postawa sprawiła, że nasi sąsiedzi - Czesi w latach komuny mieli tutaj pewnego rodzaju ostoję. Znał język czeski, dobrze mówił w języku niemieckim. Korespondował z wieloma z ludźmi z zagranicy, którzy bardzo często pytali go o radę. Miał niesamowitą zdolność godzenia rozbitych małżeństw. Był wybitnym duszpasterzem dzieci i młodzieży. Potrafił do nich przemawiać w charyzmatyczny sposób. Kim był dla mnie? Był najlepszym proboszczem, przyjacielem i wzorem. Te 16 lat spędzonych u jego boku i 16 lat wspólnej pracy duszpasterskiej upłynęło jak jedna wielka przyjemna chwila. Każdemu, szczególnie młodemu księdzu, życzyłbym na początku kapłaństwa takiego proboszcza.

Dziękuję za rozmowę.


Ksiądz prałat Gerard Nowiński – urodził się 8 maja 1940 roku w Wirku. Pochodzi z Parafii św. Andrzeja Boboli w Rudzie Śląskiej - Wirku. Święcenia kapłańskie przyjął 14 czerwca 1964 roku w Katowicach. W latach 1968 – 1980 był rektorem kościoła Matki Boskiej Fatimskiej w Turzy Śląskiej, a od 1980 proboszczem i kustoszem sanktuarium. Za jego czasów kościół w Turzy stał się jednym z najbardziej znanych miejsc kultu maryjnego w Polsce. Przygotował sanktuarium do koronacji obrazu Matki Boskiej Fatimskiej koronami papieski, która odbyła się 13 czerwca 2004 roku (koronacji dokonał nuncjusz apostolski – abp Józef Kowalczyk). W 2006 roku przeszedł na emeryturę. Autor książek „Turza, Śląska Fatima” oraz „Śląska Fatima w papieskiej koronie”.

Oceń publikację: + 1 + 71 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Alert tuWodzislaw.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy jesteś szczęśliwy w Wodzisławiu Śląskim i powiecie?




Oddanych głosów: 1072