zamknij

Wiadomości

Ludzie z pasją – behapowiec na tropie przyrody

2018-07-21, Autor: Tomasz Raudner

Adama Kota z Mszany zna wiele przedsiębiorców i pracowników z egzaminów BHP, sprawdzania warunków pracy czy szkoleń z postępowania w razie zagrożeń. Ale mało kto wie, że w czasie wolnym Adam Kot potrafi godzinami siedzieć w czatowni czekając na wymarzone zdjęcie myszołowa czy zimorodka.

Reklama

Tomasz Raudner: Czy fotograf przyrody też ma swoje zasady BHP?

Adam Kot: Można powiedzieć, że nawet behapowiec w domu już nie musi być behapowcem i może popełniać błędy... Natomiast poruszając się w terenie trzeba zachować zdrowy rozsądek, ponieważ jeżeli człowiek zbyt się zapatrzy lub wciągnie w temat, to może wdepnąć w kłopoty. Nie zawsze mamy pod stopami suchy teren. Poruszamy się po rzekach, po terenach bagnistych, w pobliżu stawów, więc trzeba rozważać, czy dla zrobienia dobrego zdjęcia warto gdzieś wejść. A wiem, że fotograf jest gotów zrobić prawie wszystko dla dobrego ujęcia. Byle nie narazi swojego zdrowia i życia. Niedawno zginął znany młody fotograf przyrody, który najprawdopodobniej utopił się podczas sesji zdjęciowej z użyciem pływadełka. Ja sam też raz wpadłem w błoto i zostałem bez butów (śmiech).

Gdzie to było?

Na Łężczoku. Jak jest zrzucana woda ze stawów, to odsłania się teren z kałużami, przy których ptaki lubią polować czy łowić ryby. Obrzeża stawów są suche, natomiast idąc w stronę kałuż robi się coraz bardziej bagniście. I raz idąc wdepnąłem po kolana w błoto i zostałem bez butów. Ale skończyło się dobrze, buty wyrwałem z błota (śmiech).

Od tej przygody jest pan bardziej ostrożny?

Tak, poza tym zmieniłem sposób fotografowania. Dawniej było to z podchodu, aczkolwiek dalej to praktykuję, ale częściej robię zdjęcia z czatowni. Przekonuję się, że tym sposobem łatwiej można zdobić dobre zdjęcie. Najpierw obserwuję, gdzie ptaki się skupiają, żerują, a potem stawiam tam zakamuflowany namiot, czy buduję z desek czatownię. Z doświadczenia wiem, że ptaki przyzwyczajają się do takiej zmiany terenu i podchodzą na tyle blisko, że zdjęcia wychodzą lepiej, niż z podchodu.
Oczywiście podczas podchodzenia, jeśli można się schować, to też można zrobić dobre zdjęcie, ale najczęściej są to dwa, trzy zdjęcia, a potem i tak zwierzę się płoszy, bo jednak wykonujemy ruchy. A w czatowni nas nie widać, a tylko obiektyw się porusza i ptak nie spostrzega tego jako zagrożenia. Raz zdarzyło mi się, że podszedł do nas młody błotniak (ptak drapieżny – przyp. red.) i wręcz stanął obok czatowni i obserwował tę samą łąkę, co my.

Działo się to gdzieś u nas?

Tak, w Olzie.

Co pan powie.

Tak, w ostatnich latach poprawił się stan środowiska, m.in. przez zmiany w przemyśle. Można u nas znaleźć coraz ciekawsze okazy zwierząt. Ostatnio żona mi mówiła, że w Wodzisławiu Śl. pojawiły się borsuki. Jeden osobnik został znaleziony przejechany na drodze co musi świadczyć o tym, że zwierząt jest więcej.

A jakie „perełki” udało się panu złapać w obiektywie?

To znaczy dziś fotografia bardziej polega za uchwyceniu sceny, dynamizmu, a niekoniecznie uwiecznieniu konkretnego gatunku zwierzęcia. Ale ogólnie jedno z ciekawszych zdjęć, które udało mi się zrobić to myszołowa walczącego o pokarm z czaplą. A naszą perełką, jak sądzę, największą, jest zimorodek, bardzo kolorowy ptak wielkości wróbla. To prawdziwy klejnot naszego regionu, którego trudno spotkać z uwagi na ukształtowanie terenu. Przebywa np. przy nieuregulowanych brzegach Olzy i Odry.

To pytanie pewno słyszał pan milion razy, mimo wszystko je zadam – jak to się stało, że zaczął pan fotografować?

No właśnie, tyle razy słyszałem, a właściwie to sam nie wiem, jak to się stało. Fotografia była obecna u mnie od dzieciństwa. Od pierwszego aparatu, który dostałem od taty, starta II. Potem miałem smienę, zenita. Najpierw była fotografia rodzinna, podróżnicza, rowerowa. Zawsze sądziłem, że fotografia przyrodnicza jest dla zawodowców typu TomaszGrzegorz Kłosowscy, czy Włodzimierz Puchalski.
Wie pan, wychowywałem się w czasach komuny, kiedy sprzęt fotograficzny był trudno dostępny. Można powiedzieć, że w kółkach fotograficznych widziałem jedne z najlepszych wówczas aparatów – praktiki, ale jako amator nie mogłem ich dostać. Dopiero ze zmianami ustrojowymi sprzęt dwuogniskowy, potrzebny do fotografii przyrodniczej zaczął się pokazywać bardziej na rynku, więc jakoś tak z początkiem dekady postanowiłem, że spróbuję też tej fotografii. Od powolnego wejścia w temat zaczęło mnie to coraz bardziej wciągać i dziś fotografowanie przyrody pochłania mnie najbardziej. Miałem szczęście spotkać po drodze kolegów, znajomych, którzy też się tym zajmowali, więc skorzystałem z ich pomocy.

Ile czasu spędza pan na fotografowaniu?

Nigdy tego nie przeliczałem. Mam akurat wolny zawód behapowca, więc staram się tak poukładać sprawy zawodowe, żeby do godz. 10.00 mieć możliwość fotografowania, ale też nie codziennie, tylko w wybrane dni.
W weekendy spędzam więcej czasu na zdjęciach. Bardzo lubię wyjazdy, np. do Białowieży, czy nad Biebrzę i wówczas jest to intensywny wyjazd wypoczynkowy, z którego wracam zmęczony. Wstawanie o godz. 3.00 raczej nie służy wypoczynkowi (śmiech), ale daje satysfakcję. Ale właśnie podczas wyjazdów mam większą szansę wyciszyć się i skupić na zdjęciach, bo siedząc tu na miejscu, to nieraz siedzę jeszcze w czatowni, a już dzwoni telefon.
Co do czasu, to bywa jeszcze i tak, że przez miesiąc nie zrobi się dobrego zdjęcia, bo np. warunki nie sprzyjają. A bywają momenty, kiedy w kwadrans zapełnię kartę pamięci, bo tyle jest sytuacji do sfotografowania.
Pamiętam np. dzień, w którym była pogoda jak dziś (rozmawialiśmy w deszczową środę). Zastanawiałem się, czy pospać, czy jednak iść w teren. Poszedłem. Okazało się, że dziwnym trafem nagle pojawiły się nowe ptaki przed czatownią i zaczęła się zabawa na całego.

Pewno miejsce czatowni objęte jest tajemnicą...

Nie nie, znajduje się na prywatnym terenie należącym do znajomego, nad brzegiem Olzy. Czatownia nie jest zamykana. Jak ktoś do niej trafi, może sobie w niej posiedzieć i obserwować ptaki. Nie raz zapraszam tam znajomych fotografów, jeżeli są zainteresowani tym miejscem.

Czy Olza i wspomniany wcześniej Łężczok są głównymi miejscami, w których robi pan zdjęcia?

Tak, a jest to też związane ze względami komunikacyjnymi. Nad Olzę mam od siebie 12 km, do Łężczoka 30 km, a nad Odrę 20 – 25 km, więc są to na tyle niewielkie odległości, żeby w dniu pracy czy w weekendy można było pojechać i fotografować.
Jeżeli mam więcej czasu, to zdarza się, że penetruję nowe miejsca, ale tu nigdy nie wiadomo, czy uda się znaleźć obszar odpowiedni do fotografowania. Byłem np. na stawach niedaleko Ochab. Ptaki były ciekawe, jednak teren praktycznie był niedostępny.

Czy pan się chwali swoimi zdjęciami?

Pokazuję, np. na Facebooku, na portalach fotograficznych, niekiedy trafi się i wystawa, jak np. w sierpniu i wrześniu będzie w Bibliotece Miejskiej w Rybniku. Wychodzę z założenia, że jeśli już robię zdjęcia, to warto żeby je pokazać. To też jest dobry sprawdzian. Nieraz przekonałem się, że zdjęcia, co do których sądziłem, że są dobre nie wzbudziły takiego zainteresowania, jak fotografie, których nie uważałam za aż tak interesujące. Potem zastanawiałem się co takiego jest w tym zdjęciu, że podoba się ludziom, a czego nie dostrzegłem.

Do jakich wniosków pan doszedł?

Że mam kiepski gust (śmiech). A poważnie, to zawsze po czasie stwierdzam, że ludzie dobrze widzą. Obserwatorzy patrzą pod kątem tego, czy zdjęcie jest ładne, a dla mnie ważna jest dynamika na zdjęciu, techniczna strona zdjęcia. Po drugie dla mnie zdjęcia robione na wysokim ISO (czułość – przyp. red.), gdzie spada jakość, stawiane są na niższej półce, a tymczasem dla obserwatorów nie ma to aż takiego znaczenia, uważają, że jakość jest dobra i po prostu oceniają pod kątem tego, czy zdjęcie im się podoba, lub nie.

A nie jest też tak, że z niektórymi zdjęciami jest pan bardziej związany emocjonalnie pamiętając o okolicznościach, w jakich powstały? I z tego momentu ceni pan te zdjęcia wysoko?

Tak, trafił pan dokładnie w cel. Mam na przykład zdjęcia nawet nieostre, które wzbudzają we mnie sentyment. Nawet ich nie pokazuję.

Czy wciągnął pan kogoś z rodziny w swoją pasję?

Nie, nie udało się (śmiech). Myślę, że dwoje ludzi z tą samą pasji to byłoby trochę ciasno. Ale wciągnąłem kolegę Jurka i odtąd często we dwóch siedzimy w czatowni. Nie ukrywam, jest raźniej, weselej. To bardziej w weekendy, w tygodniu przesiaduję sam.

Jak to jest z zachowaniem w czatowni? Zwierzęta mają czuły wzrok, węch, słuch. Można napić się kawy czy zapalić papierosa?

Nie palę, więc jeden dylemat z głowy (śmiech). Kawę piję, ale nie w czatowni. Kawa ma taką specyfikę, że często chodzi się za potrzebą, co z terenie jest trudne. A ogólnie przy ptakach trzeba zachować bezruch. To nie dotyczy nas, bo jesteśmy schowani, a wystających obiektywów. Jeśli nimi ruszamy, to powoli. Natomiast w przypadku wilków. lisów czy saren trzeba zachować kompletną ciszę, bo one mają rzeczywiście świetny słuch i węch. Ptaki są bardziej wzrokowcami.

A ile czasu spędza pan zwykle w czatowni?

Tu na miejscu siedzę gdzieś od godz. 5.00 do 10.00, a jeżeli organizuję wyjazd, to nawet od rana do wieczora. Zresztą są pewne wymogi, np. chcąc fotografować bieliki trzeba wejść o zmroku do czatowni, zanim staną się aktywne i wyjść też po zmroku, jak już wrócą na swoje miejsce.

Czy to wynika z przepisów?

Nie, to etyka fotografów przyrodniczych. Nie jest naszą zasadą, by fotografować za wszelką cenę naruszając spokój ptaków. Raczej jeżeli robienie zdjęcie doprowadzi do porzucenia lęgu czy zagrozi siedliskom ptaków, to powinno się zrezygnować. Aczkolwiek są tacy, którzy robią zdjęcia za wszelką cenę. Ja rezygnuję. Nigdy nie wiem, czy już zrobiłem najlepsze zdjęcie w życiu, czy jest ono wciąż przede mną, więc się nie przejmuję.

Dziękuję za rozmowę.

Oceń publikację: + 1 + 33 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (3):
  • ~amigamedia 2018-07-21
    10:45:27

    8 0

    Ładnie Adam.Pozdrawiam serdecznie...

  • ~ 2018-07-22
    12:46:03

    5 0

    Piękne ujęcia Panie Adamie! Widać profesjonalny warsztat i pasję w czatowaniu na te niezwykłe sytuacje, których niejeden śmiertelnik nigdy prócz zdjęć nie zobaczy. Zainspirował mnie Pan - sam fotografuję, głównie podróże i industrialne klimaty, ale chyba zorganizuję jakieś dłuższe szkło i przysiądę gdzieś w krzaczorach nad rzeką ;-)
    Dobrego światła życzę i jeszcze więcej tak wdzięcznych kadów!

  • ~ 2018-07-22
    13:05:59

    5 0

    Oczywiście chciałem napisać "...wdzięcznych kadrów"

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuWodzislaw.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuWodzislaw.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy jesteś szczęśliwy w Wodzisławiu Śląskim i powiecie?




Oddanych głosów: 1077