zamknij

Wiadomości

Od 12 lat są rodziną zastępczą. To nie praca, lecz misja i powołanie

Author profile image 2024-12-25, Autor: Kamil Budniok

Państwo Monika i Artur Banasik z Gorzyc od dwunastu lat pełnią rolę rodziny zastępczej. Aktualnie to zawodowa rodzina zastępcza, a konkretnie pogotowie rodzinne. Pod opieką państwa Banasik znajduje się obecnie dziesięcioro dzieci. Zdarza się, że do ich domu trafiają malutkie, kilkudniowe pociechy, które następnie pod ich pilnym okiem się wychowują. Jak wygląda takie życie? Co trzeba mieć w sobie by się zdecydować? Jak tak liczna rodzina spędza święta? Zapraszamy do przeczytania artykułu!

Reklama

Rodzina Banasik od kilkunastu lat jest rodziną zastępczą. Natomiast od 10 lat są pogotowiem rodzinnym. Na początek może należałoby wytłumaczyć, czym zajmuje się pogotowie rodzinne, bo w naszych wyobrażeniach może nie kojarzyć się tak, jak powinno.

Dom państwa Banasik wygląda jak każdy inny dom. Nie ma tu wielu pokoi, jak w ośrodkach leczniczych. Bycie pogotowiem oznacza przyjmowanie dzieci, które potrzebują pilnej pomocy. Są to dzieci z tzw. interwencji. Opiekunowie diagnozują, leczą poprzez wizyty u lekarzy najmłodszych, a następnie dzieci odchodzą do rodzin długoterminowych lub rodzin adopcyjnych. Pogotowie rodzinne ma więcej zadań i obowiązków niż zawodowa rodzina zastępcza. To przede wszystkim opieka nad bardzo młodym, małym człowiekiem. Według przepisów dziecko powinno przebywać w pogotowiu rodzinnym do 4 miesięcy. Rzeczywistość jednak weryfikuje, a czas, który dzieci spędzają w pogotowiu jest zdecydowanie dłuższy. Zdarza się, że do rodziny trafia dziecko w środku nocy. W innych przypadkach rodzina opiekuje się już kilkudniowym maluchem.

„To nie praca, a misja. Takie rodziny to bohaterowie”

Kilkanaście dni temu w Starostwie Powiatowym odbyła się konferencja, na której starosta Leszek Bizoń w pięknych słowach wypowiedział się o rodzinach zastępczych mówiąc, że to zawodowe zajmowanie się dziećmi to nie praca, a misja. Dodał, że rodziny zastępcze to prawdziwi bohaterowie.

Jak to wszystko się zaczęło w przypadku rodziny Banasik?

Na początku to pani Monika była entuzjastą tego pomysłu. Mąż z uwagi na małe mieszkanie i pracę za granicą był do niego nastawiony sceptycznie. Sytuacja jednak się zmieniła, gdy państwo Banasik wybudowali dom.

To był pomysł właściwie, no, mój. Ale ja nie myślałam o rodzinie zastępczej, ja myślałam o adopcji dziecka. Ja nie wiedziałam, że coś takiego jak rodzina zastępcza w ogóle jest. Nie słyszałam o tej formie. Taka zawodowa. I nas to zainteresowało, mnie to zainteresowało. Ja wtedy właśnie zaczęłam przebąkiwać coś na temat może adopcji dziecka. No, mąż tutaj tak podchodził do tego z dość dużą rezerwą, bo mieliśmy swoje biologiczne dzieci. Bał się, słusznie. Powiedział mi wtedy, że bardzo się boi, żeby nie skrzywdzić dziecka tym, że swoje biologiczne będzie faworyzował. A tutaj jednak jest adopcyjne, więc niekoniecznie – mówi pani Monika.

Jak się okazało rodzina mieszkała tuż obok innej rodziny, która była pogotowiem rodzinnym, a pan Artur pracował z mężczyzna, który był właśnie tym pogotowiem rodzinnym. Początkowo rodzina zdecydowała się nie adoptować dziecka. Temat rodziny zastępczej również został odsunięty na drugi plan z uwagi na to, że rodzina mieszkała na osiedlu. Temat miał wrócić po wybudowaniu domu.

I później gdzieś tam zaproponowałam w ogóle, wyszłam z taką propozycją, że skoro jest tak dużo tych dzieci do kochania, całkiem dobrze żyliśmy, więc może byśmy po prostu jakąś dwójkę dzieci wzięli i po prostu tak wychowywali jak swoje dzieci, bez adopcji, bez tych procedur. No ale wtedy też mąż miał dobry argument w sumie, bo: powiedział, no mamy za małe mieszkanie, słuchaj, no byśmy musieli po prostu umieścić nasze dzieci w jednym pokoju, kolejne dzieci w innym pokoju, no i tak naprawdę odbieramy to dzieciństwo znowu naszym dzieciom. I pamiętam, jak mi wtedy powiedział, jak wybudujemy dom, to wrócimy do tematu. Myślałam, że zwariował, przecież domu nie będziemy budować – mówiła pani Monika.

Po wybudowaniu domu temat wrócił...

W każdym razie, no faktycznie wybudowaliśmy dom wtedy. Pamiętam taką sytuację, jak siedzieliśmy przy stole i ja zapytałam, czy wrócimy do tematu tych rodzin zastępczych. Ja pracowałam zawodowo, mąż jeździł, bo jest zawodowym kierowcą, więc jeździł tirami po całej Europie. No i tak naprawdę, no jak to robić, tak? I też przypadek był taki, że usłyszeliśmy w radiu, że szukają rodzin. I my wtedy praktycznie byliśmy niedaleko PCPR-u, ja mówię, to chodź, pojedziemy zapytać. No i pojechaliśmy zapytać. I tak to się stało. Tak się zaczęło – wspomina pani Monika.

A było to 12 lat temu. Po dwóch latach rodzina Banasik stała się pogotowiem rodzinnym.

Rodzina bardzo przeżyła oddanie pierwszych podopiecznych do adopcji. To właśnie wtedy zaproponowano im zostanie pogotowiem rodzinny. W zamyśle w pogotowiu znajdują się dzieci mniejsze i są zdecydowanie krócej niż w rodzinie zastępczej.

W momencie, kiedy oddaliśmy nasze dzieci do adopcji, które przebywały z nami, no ja bardzo silnie to przeżyłam. Zaproponowano nam wtedy, żebyśmy zostali pogotowiem. Myśleliśmy, że z pogotowiem będzie łatwiej, mniejsze dzieci szybciej odchodzą, bo to pogotowie, wiadomo, jak się kojarzy - wspominają państwo Banasik.

Rodzina mówi, że ten sposób życia już ich uzależnił. Dom jest ciągle otwarty, ponieważ odwiedzają ich przyszłe rodziny adopcyjne, rodziny biologiczne, opiekunki. - Nie pamiętam, kiedy drzwi kluczem otwierałam – śmieje się pani Monika. - Przynajmniej kurierzy nie mają problemu – dodaje pan Artur.

Pogotowie rodzinne to poświęcenie całkowite

Pogotowie rodzinne wymaga od rodziny Banasik wielu poświęceń. Żyją w domu, gdzie nonstop coś się dzieje. To właśnie poświęcenie. Państwo Banasikowie poświęcają niemal cały swój czas, swoją prywatność po to, by pomagać mały ludziom normalnie wejść w życie.

No ten dom jest śmieszny i dlatego my też zawsze mówimy, że... Inny, tak. My zawsze mówimy, że tutaj też psychicznie trzeba się nastawić do braku prywatności. Inaczej jest troszkę w przypadku rodzin zastępczych długoterminowych. Inaczej jest w pogotowiach. Więc w rodzinie długoterminowej można sobie coś zaplanować. U nas wszystko jest na bieżąco, w biegu. Człowiek nie jest w stanie przewidzieć niczego, co się wydarzy. Choroby są non-stop, przy takich małych dzieciach – mówi rodzina.

Państwo Banasik nie mają urlopu od wychowania dzieci. Wyjazd mogą sobie zaplanować tylko wtedy, gdy możliwa jest opieka rodziny pomocowej. O życiu prywatnym, spotkaniach ze znajomymi można zapomnieć. Państwo Banasik śpią na zmianę, często w łóżku z którymś z dzieci.

Zostanie rodziną zastępczą to musi być wspólna decyzja

Państwo Banasik podkreślają, że zostanie rodziną zastępczą to nie może być decyzja jednostki. Ważne jest, by obie osoby w parze to poczuły. To musi być przemyślana i odważna decyzja.

Jeżeli pani czuje pragnienie, ma takie pragnienie, to niestety albo stety powinna też przynajmniej zrobić tak, żeby ten pan też to poczuł, tak? Bo tutaj musi być wszystko razem. Nie wyobrażam sobie tego, że ja na przykład bardzo chciałam, spełniam się, jestem szczęśliwa, uwielbiam pomagać tym naszym dzieciakom, daje mi to satysfakcję, daje mi to radość, ale na przykład mój mąż przez to cierpi, jest nieszczęśliwy, ma dość takiego domu, nie ma swojej prywatności, tak jak powiedziałam, nie ma swojego konta, przychodzi z pracy, sfrustrowany, zmęczony, nie może się położyć, nie ma czegoś takiego, nie może odpocząć absolutnie, nie ma spotkań z przyjaciółmi, nie ma wyjść z domu, dlatego pogotowi nie ma, prawda? - wyjaśnia pani Monika.

Każdy dzień zaplanowany

W przypadku pogotowia rodzinnego każdy dzień państwa Banasik jest odpowiednio zaplanowany według harmonogramu. Gdyby nie to, rodzina prawdopodobnie pogubiłaby się we wszystkich ważnych do zrealizowania rzeczach. A warto nadmienić, że pan Artur wciąż pracuje w zawodzie. W przypadku opieki nad tyloma dziećmi co chwilę są wyjazdy do lekarzy, na spotkania z rodzinami biologicznymi lub przyszłymi rodzinami. Trzeba wszystko dobrze rozplanować. W opiece pomagają także opiekunki. Zdarzają się też sytuacje nagłe, takie jak wyjazd po dziecko z interwencji czy wizyta u lekarza z powodu choroby dziecka.

Tak, i tutaj faktycznie każdy dzień jest bardzo mocno zaplanowany, bardzo logistycznie zaplanowany. Ustalamy zawsze wszystko właśnie z naszymi dziećmi (państwo Banasik mają dwójkę dorosłych dzieci – przyp.red), które też nam pomagają. Dom musi jak zegarek. No tak, funkcjonować idealnie, bo jak coś się wydarzy nagłego, to nagle wszystko leci. Jest problem wtedy, a zdarzają się sytuacje nagłe również, są też przecież interwencje, jeździmy po dzieci, policja przywozi do nas dzieci, więc to są te sytuacje nagłe – mówi rodzina Banasik.

Niektórym warto pomagać

Do państwa Banasik trafiają dzieci z różnych środowisk. To często ofiary przemocy, patologicznego wychowania lub braku możiwości opieki nad dzieckiem przez rodzinę biologiczną. Dzieci początkowo nie rozumieją tego, że u nich w domu było coś złego, a to co pokazuje rodzina Banasik to normalność. Dzieci, które są w pogotowiu rodzinnym utrzymują często kontakt z rodziną biologiczną. Są rodziny, którym warto pomagać, a wystarczy im tylko wskazać drogowskaz. Są też przypadki, gdy dziecko po spotkaniu z rodziną jest rozbite emocjonalnie, nerwowe, płaczliwe.

Są rodziny, które naprawdę się starają i chcą. I warto, warto pomagać. Są rodziny, które naprawdę potrzebują tylko takiej pomocy, bo oni są niezaradni. Dużo jest takich ludzi. I mieliśmy takie rodziny, a to są naprawdę fajne rodziny. Tylko trzeba by było im troszkę pomóc, może jakimś asystentem, no kimś, kto byłby w stanie gdzieś tam nadzorować tą rodzinę, tak? I takie rzeczy się dzieją przecież. Ludzie mają asystentów, ludzie mają kuratorów. I żyją, i funkcjonują. I to są rodziny, które naprawdę, no, my staramy się tym rodzinom zawsze jak najbardziej pomagać. I być z nimi, i gdzieś tam wychodzić naprzeciw tym spotkaniom. Ale są takie rodziny, gdzie po prostu, tak jak powiedziałam, no, myślę, nie wierzę, że do kata wiozę dziecko. Dlaczego? No i co ja robię teraz? Dla dobra tego dziecka? Nie. Robię dla dobra rodzica – mówi pani Monika.

Wychowanie takiego dziecka to trud

Gdy do rodziny państwa Banasik trafia dziecko, które w życiu nie miało łatwo, jego wychowanie jest zdecydowanie trudniejsze. Zdarza się, że niektóre dzieci nie chcą opowiadać o swojej przeszłości, nie odzywają się nawet i pół roku, i po tym czasie nagle jest ten moment i dziecko czuje, że jest w dobrych warunkach i może opowiedzieć wszystko ze szczegółami.

Dzieci są nieświadome patologii, w której były wychowywane. Nie wiedzą, że dawane przez wujka kwiatki cioci to normalność. „Wujka” i „cioci” - co ważne, rodzina państwa Banasik nie traktuje się jako rodzice tych dzieci, stąd proszą ich o nazywanie się ciocią i wujkiem.

I to też jest takie fajne, bo my widzimy później, że one zaczynają widzieć te rzeczy, że to jednak nie były takie normalne rzeczy do końca. I często nam później zaczynają opowiadać. W ogóle dzieci mają taką tendencję zamykania się na początku w sobie, tak jak chyba wszyscy. A my te dzieci tak zostawiamy. To trwa pół roku. Pół roku, tak. I zaczynają. I stąd jest owoc, opowieść. Przy zupie ja zawsze, zawsze się śmieję, że to jest najczęściej przy stole. Jest opowieść o tym, co się działo w domu – wyjaśnia pani Monika.

- Dajemy dzieciom czas. Na wszystko dajemy im czas, tak. Nie krytykujemy – dodaje pan Artur.

Rodzina Banasik zajmuje się dziećmi w różnym wieku, ale zazwyczaj to maluszki. Aktualnie szóstka to dzieci niechodzące, malutkie. Nie mające nawet roku. Najstarsze chodzą do przedszkoli. Do rodziny trafiają dzieci w czwartej dobie życia.

Nierzadko zdarza się, że w pogotowiu rodzina musi zajmować się dziećmi chorymi, z poważnymi obciążeniami.

„To za zakupy trzeba płacić?”

Państwo Banasik mówią, że tak małe dzieci można modelować. Można im tłumaczyć, że to co tatuś robił mamusi w domu było złe, że takie zachowania nie powinny mieć miejsca. To, że tata siedzi w więzieniu to znaczy, że zrobił coś, czego nie powinien. Pani Monika i Artur przytoczyli historię, gdy byli w sklepie i dzieci spytały dlaczego płacą za zakupy, przecież można schować za kurtkę. To są takie sytuacje, w których trzeba nauczyć te malutkie istoty normalności. Innym przykładem było tłumaczenie przez 5- i 6-latkę, że nie trzeba w życiu pracować, wystarczy taniec na rurce i pieniądze z opieki.

Mogę po prostu wytłumaczyć, że coś, co rodzic zrobił, było niefajne. Było bolesne dla kogoś, tak? Jak tata bił mamę, to mamusia bardzo płakała na pewno, bo ją to bolało, tak? No tak. Ja mówię, no to widzisz, jak ty teraz bijesz jakieś dziecko, to ono też je to boli, bardzo boli. Ono płacze dlatego. I tłumaczymy. Na przykład właśnie, że za złe zachowanie ponosimy karę. No, tatuś siedzi w klatce, tak jak to nasze dzieci mówią. Dlaczego? Dlatego, bo był niegrzeczny, źle się zachowywał, coś źle zrobił, coś zabrał ze sklepu, na przykład nie zapłacił, a tak nie wolno. Kiedyś nam zadały nasi podopieczni pytanie, dlaczego my płacimy w sklepie za zakupy? No tak trzeba po prostu, prawda? Każdy ma pieniążki, bo pracuje, więc później idziemy, kupujemy. No nie, bo mama im pakowała wszystkie rzeczy za kurtki. I dla nich było to tak normalne i tak oczywiste, że one kompletnie nie rozumiały tego, że za coś trzeba zapłacić. Mieliśmy sytuację, gdzie pięciolatka tłumaczyła sześciolatce. Słuchaj, nie musisz nic robić. Możesz założyć, majtki z nicią, tańczyć na rurce, zarobić dobre pieniądze albo opieka ci da. W takim wieku – mówią rodzice.

W wychowaniu takich dzieci potrzebne są zasady. Pan Artur wspomina, że wychowując taką liczbę dzieci bardzo ważne są zasady, a dzieci zasady lubią. Lubią, gdy wszystko jest stałe. To między innymi dlatego to właśnie rodzina codziennie o tych samych porach szykuje posiłki.

Teraz my już po prostu się przyzwyczailiśmy do tego i wiemy, że naszą rolą jest po prostu odwracanie tego ich myślenia i prostowanie w miarę naszych możliwości. To jest też to, co powiedziałam, że po prostu sklejamy ten ich świat, który rodzice im potłukli mocno, bo on jest potłuczony, zakrzywiony z każdej strony. No i teraz od nas zależy, na ile nam się uda ten świat im posklejać. Udaje nam się. Jesteśmy z tego bardzo dumni, bo udaje nam się. Nasze dzieci później właśnie, tak jak mówiłam, przechodzą do adopcji. Jest to wszystko kontynuowane. I to jest świetne, bo udaje się – mówią Banasikowie.

Dziesięcioro dzieci, to dom pewnie wygląda jak zamek?

Nic bardziej mylnego. Dom państwa Banasik jest na pozór malutki. Na parterze znajdziemy salon z kuchnią oraz sypialnię pani Moniki i pana Artura. Na piętrze znajdują się trzy pokoiki tematyczne dla dzieci. To między innymi dżungla czy dinozaury. Obok pokoi znajduje się łazienka z wyjściem do pokoi dzieci biologicznych państwa Banasik.

W pokojach dziecięcych znajdują się łóżka lub łóżeczka. W zależności od wieku podopiecznych.

Jak widać, nie potrzeba wielkiego domu by pomyśleć o zostaniu rodziną zastępczą lub nawet pogotowiem rodzinnym. Nie ma wymagań co do wielkości takiego domu. Państwo Banasik mają aktualnie dziesięcioro podopiecznych, ale gdyby była potrzeba musieliby oni przyjąć kolejne dzieci.

Wbrew pozorom dom z tyloma osobami to dom jak każdy innymi. Nie tylko z wyglądu, ale także pod względem atmosfery czy trybu życia. Nieco inny jest może wystrój salonu niż w domach z mniejszą liczbą dzieci, ponieważ jest tam sporo bujaczków czy małe stoliki dla najmłodszych.

Dlaczego u państwa Banasik jest aż tyle dzieci?

Właściwie to wszystko kręci się wokół tego samego problemu. Jest za mało rodzin zastępczych, do których dzieci mogą trafiać. W powiecie wodzisławskim funkcjonują tylko dwa pogotowia rodzinne, gdzie mogą się znaleźć dzieci z interwencji.

Gdyby pojawiło się więcej rodzin, to wówczas takie pogotowia rodzinne jak państwo Banasik mogliby nieco odetchnąć i w pełni poświęcić się mniejszej liczbie dzieci.

Na każdy problem z umieszczeniem dziecka w rodzinie zastępczej jest jedna odpowiedź – rodzin jest za mało. Skala problemu jest niewyobrażalna. Powiat ciągle walczy o nowe rodziny, poprzez prowadzenie kampanii „Możesz i Ty”. Nie od razu trzeba jednak być pogotowiem rodzinnym czy zawodową rodziną zastępczą. Można zacząć od rodziny pomocowej.

Nawet jeżeli ktoś nie chce do końca, nie czuje się, żeby zostać rodziną zastępczą. To może skończyć kurs i zostać rodziną pomocową. Rodzina pomocowa to jest taka rodzina, kiedy na przykład tak jak my wyjeżdżamy na urlop i nasze dzieci na przykład na dwa tygodnie idą do rodziny pomocowej. Poznają sobie tą ciocię i wujka wcześniej, bo oni przyjadą do nas kilka razy, a potem nasze dzieci idą na wakacje. A później wracają z powrotem – wyjaśnia pani Monika.

Państwo Banasik są opiekunami, kucharzami, kierowcami i wieloma innymi postaciami w dwóch osobach.

Więc ja mówię, no te pogotowia to tak troszeczkę gdzieś tam. Ja już nie marzę, żeby były pogotowia. Ja marzę o tym, żeby było więcej rodzin zastępczych, bo jeżeli będzie więcej rodzin zastępczych, to mniej dzieci będzie w pogotowiach. I wtedy, prawda, to jest dla dobra wszystkich, tak? My jesteśmy mniej zmęczeni. Dzieci mają więcej cioci i wujka dla siebie, prawda? - dodają pani Monika i Artur.

Na początek w pogotowiu rodzinnym, a później w rodzinie adopcyjnej

Nie ma określonego czasu, do kiedy dziecko pozostaje w pogotowiu rodzinnym. Jest tak do momentu, gdy trafi się rodzina adopcyjna. Dzieci z problemami zdrowotnymi trafiają natomiast do rodzin specjalistycznych.

Praktycznie wszyscy nasi wychowankowie trafiają do adopcji. Chyba, że to są dzieci upośledzone, chore. To wtedy trafiają do rodzin specjalistycznych – mówią państwo Banasik.

Jak wygląda adopcja w takim przypadku? Wiadomo, w pierwszej kolejności są wszystkie procedury, a następnie rodzina spotyka się z dzieckiem w pogotowiu rodzinnym. Jeśli „kliknie” - jak mówi pani Monika, to wówczas dziecko trafia już do swojej nowej rodziny.

Rodzina przyjeżdża do nas. Zapoznaje się z naszymi dzieciaczkami. No i stopniowo te dzieci nawiązują tę więź. Jak kliknie, no to wtedy jest super, cudownie. I dzieci przechodzą. I zawsze klika. Znaczy w naszym pogotowie jeszcze nigdy nie było tak. Żeby nie kliknęło, zawsze klika. Z tego też się bardzo cieszymy – dodaje rodzina.

To nie praca, na której można się dorobić

Jeśli ktoś planuje zostać rodziną zastępczą z pobudek finansowych, to już od tego pomysłu może odejsć. Nie da się ukryć, że zawodowe rodziny otrzymują wypłaty, czy też pieniądze na dzieci. Są to jednak takie środki, że najczęściej wystarczają na bieżące potrzeby, a jeśli coś zostanie to jest to ogromny plus dla dziecka.

Wiadomo, że nie ma z tego pieniędzy. Znaczy są pieniądze, ale nie takie, jak sobie ludzie wyobrażają. Jeżeli ktoś chce na tym zarabiać, to nie da sobie rady. Bo nasza psychika nie wytrzyma po prostu czegoś takiego i się wypalimy – wyjaśnia pani Monika.

- I niestety ten stereotyp gdzieś tam w nas wszystkich jeszcze tkwi, że dzieci wzięli dla kasy. Ja zawsze mówię w ten sposób, że każdy z nas pracuje po to, żeby zarabiać. A jeżeli jeszcze przez to możemy komuś pomóc, to jest super. To w takim razie zarabiaj i pomagaj. Tyle. I nie możemy powiedzieć, że nie ma pienędzy. Oczywiście, że tak. Mamy pieniądze jako rodzina zawodowa, ja mam wynagrodzenie – dodaje pani Monika.

Są rzeczy opłacane z funduszy pochodzących z dopłat, ale są też takie koszty jakie rodzina musi ponieść sama. To jest tak w normalnej rodzinie. Jeżeli rodzina chce kupić większe auto to musi wydać swoje pieniądze. Gdy trzeba coś naprawić, bo dzieci zniszczyły to również trzeba wydać swoje prywatne pieniądze, a nie z dofinansowań.

Więc, no, tutaj też trzeba się troszkę zastanowić, tak? Jeżeli ktoś w ten sposób mówi, przepraszam, nie chcę nikogo urazić, ale jest dla mnie bardzo płytko myślącym człowiekiem. Bo tak jak powiedziałam, tutaj przede wszystkim trzeba dać siebie, a pieniądz to jest ten skutek uboczny, że tak powiem, i o nim się nie myśli w danej chwili, tak? Bo jeżeli się będzie o tym myślał w tych kategoriach, no to po prostu nie damy rady, tak? Nie damy rady. Zresztą myśmy też już nadmieniali, że w naszej rodzinie też mieliśmy kryzysy i mieliśmy takie sytuacje, gdzie poddawaliśmy się, bo dzieci są naprawdę no bardzo różne – dodaje rodzina.

A jak w takiej wielosobowej rodzinie wyglądają święta?

Pięknie, magicznie – mówi pani Monika.

Pan Artur wspominał, że od kilku lat nie miał „spokojnej” wigilii. Od lat w wigilię jest z którymś z dzieci w szpitalu, ponieważ ktoś jest chory.

Pięknie, na pewno. Duże, rodzinne będą. Święta są piękne. Do świąt się przygotowujemy dużo wcześniej. Zresztą widać już też, pomalutku zaczynamy stroić dom. Choinka w ostatniej chwili. Choinka będzie potężna, żywa, duża. Także będziemy stroili choinkę myślę, że ze starszakami. No chyba, że będziemy robili to w nocy. Czasami robimy w nocy, bo po prostu w ciągu dnia nie ma czasu. Ale dzieci są już po pieczeniu ciasteczek, po dekorowaniu tych ciasteczek. Bardzo to lubią zresztą. Tę tradycję później przenoszą do rodzin adopcyjnych też. No i święta są cudowne. Czekamy na te święta wszyscy. Dzieci są przepięknie poubierane, patrzą, szukają pierwszej gwiazdki – opowiada pani Monika.

- Potem pędzą po te prezenty, które dzieciątko przyniosło. Jest radośnie, jest tak hałaśliwie, jest głośno, ale to jest ta magia tych świąt. Kilka dni temu rozmawialiśmy o tym, że zaczynamy czuć znowu tą magię świąt, bo świąt już się nie czuje. Wszystko jest w sklepach. Natomiast my te święta czujemy ze względu na to, że nasze dzieci się tak na mnie cieszą. I będzie cała rodzina oczywiście nasza u nas.

I wszystkie nasze dzieci, powyżej 20 osób będzie na pewno przy świątecznym stole. No i już się wszyscy naprawdę na to cieszymy. Jest pięknie. Ten czas jest magiczny dla nas i dla naszych dzieciaków. My mamy dużo dzieciątek pod choinkę. Zawsze mamy dzieciątko na dzieciątko. Jest cudnie. To dzięki nim czujemy te święta – kończą państwo Banasik.

Mimo wielu dni pełnych pracy, szczęśliwi, pełni energii i życia oraz miłości i pasji do tego co robią.

Państwo Banasik to jedno z nielicznych pogotowii rodzinnych w naszym regionie. Mamy nadzieję, że taki opis życia rodziny pociągnie innych do tego, by rozważyć zostanie rodziną zastępczą lub pomocową.

Więcej informacji o rodzinach zastępczych znajdziecie w naszym innym artykule o kampanii powiatu wodzisławskiego. >>"Możesz i Ty": w powiecie wodzisławskim potrzeba rodzin zastępczych<<

Oceń publikację: + 1 + 5 - 1 - 6

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuWodzislaw.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuWodzislaw.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Który rodzaj pizzy lubisz najbardziej?















Oddanych głosów: 16

Prezentacje firm