Czy dziś ktoś pamięta, że w rok 2020 Polska Grupa Górnicza wchodziła w atmosferze sporu ze związkami o podwyżki płac? A tak właśnie było. Covid znaliśmy wtedy wyłącznie z doniesień z Wuhan. Dziś, w Barbórkę 2020 znów trwają rozmowy, tym razem o szczegółach likwidacji kopalń. O podwyżkach nikt głośno nie mówi.
Aby podsumować rok 2020 w górnictwie musimy na moment cofnąć się do końcówki roku 2019. Od 20 listopada w PGG trwał spór zbiorowy. Związki zawodowe toczyły wielotygodniowe rozmowy na temat podwyżek oraz zasad wypłacania „czternastki” i barbórek. Związki chciały m.in. 12-procentowego wzrostu pensji oraz uwzględnienia dodatków do podstawy wyliczenia nagrody rocznej i tzw. barbórki. Podwyżki kosztowałyby spółkę rocznie około 600 mln zł, a nagrody wg oczekiwań związków – dalsze 330 mln zł. Ponieważ zarząd PGG nie chciał spełnić żądań, działacze związkowi rozpoczęli okupację siedziby spółki. Kiedy wydawało się, że działacze spędzą górnicze święto w siedzibie PGG, 2 grudnia zawarto częściowe porozumienie, na mocy którego w lutym 2020 pracownicy PGG mieli dostać o kilkaset zł większe nagrody roczne, ale bez szczegółów. W sprawie podwyżek PGG mówiła jasno – nie stać nas. Do akcji po Barbórce miał wkroczyć mediator. Kupienie na chwilę spokoju było potrzebne rządowi – na karczmę piwną Solidarności w Spodku przyjechali prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Nikt nie chciał skandalu przy piciu piwa.
Dodajmy jeszcze, że szeregowi górnicy niezadowoleni z wynegocjowanego porozumienia umawiali się w mediach społecznościowych na manifestację przez siedzibą PGG dzień po Barbórce. Pojawiło się dwóch organizatorów, kilku dziennikarzy i dwie, trzy osoby z transparentem, które zaraz odjechały. Nie brakło komentarzy, że to skutki obchodzenia „Barbórki”.
Początek roku był bardzo gorącym okresem w branży. Mediator rozpoczął pracę w połowie stycznia po to, by stwierdzić, iż potrzebuje dwa tygodnie na zaznajomienie się z sytuacją w PGG. W międzyczasie zniecierpliwione załogi domagały się szczegółów wypłaty „czternastek”. W końcu spółka odkryła karty – wszyscy mieli dostać 85 proc. kwoty bazowej, a pozostałą w zależności od wyrobienia planu wydobycia w 2019. Górnicy z Pokoju i Wujka dostaliby „golasy”, a z kopalni ROW – 108 proc. Związkowców aż zapowietrzyło – 12 central powołało wspólny Sztab Protestacyjno – Strajkowy. Strajk wisiał w powietrzu.
Kolejnym punktem zapalnym była niepotwierdzona przez spółkę zapowiedź likwidacji kopalni Pokój w Rudzie Śląskiej. Dowodem miało być wstrzymanie inwestycji, co dla strony związkowej było jednoznaczne. Mało tego, miała to być zapowiedź przyspieszenia likwidacji nierentownych kopalń. Spółka tych rewelacji nie komentowała. Natomiast oświadczyła, że nikt z górników nie straci pracy, jak już to będzie przeniesiony do innych zakładów zespolonej kopalni Ruda, do której należy też Pokój.
Żeby było mało, w ostatni dzień stycznia NIK opublikowała raport z efektów restrukturyzacji PGG. Według Izby w PGG systematycznie spada wydajność, za to rosną pensję. Twardych działań uzdrawiających nie było. Sytuację spółki ratowała koniunktura na węgiel w latach 2016 – 2018 oraz kreatywna księgowość.
Polska Grupa Górnicza, czego można było się spodziewać, odrzuciła raport NIK uważając, że Izba nie oparła się na rzetelnych wyliczeniach biegłych rewidentów. Spółka zabrała też oficjalnie głos w sprawie podwyżek – spełnienie żądań związkowcych naraziłoby ją na straty. Przypomniała, że w latach 2017-2019 przeznaczyła dodatkowo na wynagrodzenia i świadczenia dla pracowników 1,1 mld zł więcej niż planowano przy tworzeniu spółki na zgliszczach Kompanii Węglowej.
Z tak nastawionym zarządem PGG było jasne, że w rozmowach o podwyżkach nawet mediator nie pomoże. I nie pomógł. Rozmowy zerwano, związki zawodowe zawiązały pogotowie strajkowe i szykowały się do najazdu na Warszawę.
Jednak górnictwo to nie tylko Polska Grupa Górnicza. Coraz bardziej nabrzmiałym problemem okazywał się import węgla głównie z Rosji i rosnące zwały węgla nieodbieranego przez polskie elektrownie. Związkowcy z Sierpnia 80 przeprowadzili nawet blokadę torów w Łaziskach, by uniemożliwić transport węgla ze Wschodu.
Ówczesny pełnomocnik rządu ds. górnictwa, wiceminister aktywów państwowych Adam Gawęda tonował emocje mówiąc, że import zmalał o 2 mln ton w 2019 w stosunku do 2018. Dodatkowo postanowił utworzyć w Ostrowie Wielkopolskim magazyn na milion ton niechcianego węgla, jako zapas strategiczny na później. Górnicy wypominali Gawędzie, że i tak jest gorzej, niż za Tuska, co w uszach polityka PiS musiało brzmieć jak obelga.
Głośnym echem odbiła się też wiadomość, że Jastrzębska Spółka Węglowa zdecydowała się sięgnąć po zaskórniaki z rezerwy stabilizacyjnej – 700 mln zł, które przeznaczyła na „czternastki” oraz inwestycje.
Dodajmy jeszcze wątek indywidualny - z pracy w PGG zwolniony został dyscyplinarnie Sebastian Darul, założyciel Stowarzyszenia Lepsze Jutro dla Górnictwa. Jak twierdzi, za ujawnianie prawdy i bycie niewygodnym. Założył sprawę w sądzie i zarzekał się, iż opisze w książce, co dzieje się w PGG.
Jak wspomnieliśmy, górnicy szykowali się do manifestacji w stolicy. Na kopalniach odbywały się masówki, organizowano transporty. Postanowiono, że 17 lutego w kopalniach i zakładach PGG przeprowadzony będzie dwugodzinny strajk ostrzegawczy. 25 lutego w PGG przeprowadzone będzie referendum strajkowe. A trzy dni później, 28 lutego związkowcy będą manifestować w Warszawie! Dodatkowo zorganizowali blokadę torów w Sławkowie – powodem znów był węgiel z Rosji. Akurat euroterminal wyjaśniał, że na bocznicach stały wagony, ale z polskim węglem, dokładnie z JSW, i to na eksport. A skoro o JSW mowa – spółka ogłosiła nową strategię do 2030 roku zakładającą wzrost produkcji węgla do 18 mln ton z obecnych 14,8, zatrudnienie 1000 osób i wzrost wydajności. Wkrótce spółka musiała zmagać się z kryzysem wizerunkowym. Wybuchł skandal z molestowaniem seksualnym pracownic przez prezesa JSW Innowacje. Podał się do dymisji, a resztę zarządu odwołano. Wewnętrzna kontrola wykryła nieprawidłowości, sprawę skierowano do prokuratury, z kolei w spółce z czasem powołano związek zawodowy, na którego czele stanęły kobiety.
Z kolei Superwizjer TVN opublikował reportaż, z którego wynikało, że spółką „trzęsą” związki zawodowe, robiące świetne interesy z JSW i na majątku JSW. Spółka zapowiedziała kroki prawne w obronie swojego wizerunku.
Górniczej wizyty w stolicy jak ognia bał się rząd. Do ugaszenia pożaru na Śląsku premier wysłał wicepremiera, szefa MAP, Jacka Sasina. Ten zapunktował pierwszy raz u związkowców zapowiedzią w RMF, że spółki energetyczne nie będą już importować węgla.
Podczas wielogodzinnych rozmów w Katowicach ustalono, że górnicy dostaną praktycznie takie czternastki, jakich chciały związki. Temat podwyżek miał zostać odłożony do czerwca, żeby wpierw zobaczyć, jaka będzie sytuacja na rynku węgla i sytuacja finansowa PGG. O tym, skąd PGG miała wziąć około 300 mln zł na czternastki, mowy nie było. Spółka nie komentowała tematu, a sytuacja bynajmniej się nie uspokoiła.
17 lutego, po dwugodzinnym strajku ostrzegawczym związkowcy odwiedzili biura posłów PiS, w tym Mateusza Morawieckiego, czy wiceministra Adama Gawędy i wysypali węgiel. 20 lutego znów do Katowic przyjechał Sasin. Tym razem ugasił pożar na dobre. Wynegocjowano 6 proc. podwyżki pensji, co PGG miało kosztować 300 mln zł. Wicepremier obiecał też górnikom systemową reformę sektora węgla kamiennego, ograniczenie importu węgla i przyspieszenie wywozu czarnego surowca ze zwałów przy kopalniach. Niezależnie od tego, czy ten węgiel ktoś potrzebował. Chodziło o odblokowanie kopalń, żeby dalej mogły fedrować.
Sasin osiągnął to, na czym mu zależało – związki odwołały wizytę w Warszawie.
Tymczasem PGG musiała poszukać pieniędzy na podwyżki. Do mediów wyciekła uchwała zarządu spółki o możliwych przesunięciach i redukcjach etatów. Mówiło się m.in. o odesłaniu na emerytury osób, które już te uprawienia nabyły, a dalej zarabiały w PGG. I to nieźle. Spółka termatu nie komentowała. Sierpień 80 chciał nawet wysłania na penzyję działaczy związkowych. Wkrótce jednak nikt nie myślał o podwyżkach. Na horyzoncie majaczył koronawirus.
Początkowo wydawało się, że górnictwo przejdzie obok koronawirusa. Oczywiście, spółki węglowe powołały sztaby kryzysowe, wysłały kogo się dało do pracy zdalnej, wzdrożyły pierwsze środki ostrożności, m.in. kamery na podczerwień mierzące temperaturę, a JSW wprowadziła system trzech zmian, żeby ograniczyć kontakty załogi. PGG i JSW fundowały sprzęt dla szpitali, spółka z Katowic nawet rozpoczęła produkcję własnego płynu do dezynfekcji. Ogólnie przekaz był jeden – kopalnie fedrują normalnie. Oliwy do ognia dodał Adam Gawęda, który powołując się na raport Głównego Instytutu Górnictwa powiedział, że w chodnikach nie ma warunków sprzyjających roznoszeniu się wirusów. Wkrótce potem został odwołany przez swojego szefa. W oświadczeniu Adam Gawęda powiedział, że miał inną wizję górnictwa, ale tu jest jak w wojsku – z rozkazem się nie dyskutuje.
Pod koniec marca Solidarność odpaliła bombę – PGG jest w tak kiepskiej sytuacji, że zbiera na wypłaty. Jeden z działaczy podzielił się wrażeniami z telekonferencji z zarządem spółki. Służby prasowe potem odkręcały temat, który, nawiasem mówiąc, wracał w kolejnych miesiącach. I za każdym razem prezes czy rzecznik prasowy zapewniali, że na wypłaty pieniądze są.
Sytuacja finansowa spółek węglowych jednak stale się pogarszała. Główne z uwagi na załamanie popytu na węgiel. Jastrzębska Spółka Węglowa, której produkcja spadła o 40 proc., ogłosiła stan siły wyższej, przez co była zwolniona z płacenia swoim kontrahentom. W spółce zawieszono też toczące się od dłuższego czasu rozmowy o podwyżkach. Zobowiązania przestała też regulować PGG, o czym donosił ZZ Kadra.
O tym, że rzeczywiście jest źle okazało się oficjalnie w połowie kwietnia. PGG zapowiedziała obcięcie na trzy miesiące pensji o 20 proc. oraz innych świadczeń, żeby skorzystać z tarczy. Dzięki cięciom i pieniądzom z tarczy spółka zyskałaby 585 mln zł. Związkowcy to odrzucili. Zaproponowali swoją wersję ograniczeń – jeden dzień przestoju ekonomicznego w tygodniu. To z kolei było nie do przyjęcia przez zarząd spółki. Do akcji znów wkroczył Jacek Sasin. Twardo poparł zarząd spółki. Strona społeczna chciała wpierw programu naprawczego i odpowiedzi na pytania, czy wyrzeczenia, które ma ponieść załoga w ogóle dadzą efekt. Oczekiwała przedstawienia planu naprawczego PGG do końca kwietnia.
Rozmowy z wicepremierem odbywały się już w sytuacji wystąpienia pierwszych trzech przypadków koronawirusa w PGG, dokładnie w kopalni Jankowice. Zaraz potem PGG ogłosiła stan siły wyższej. Zawiesiła realizację części kontraktów, płatności.
Załamany prezes Tomasz Rogala mówił:
- Zgubiliśmy gdzieś sens i poczucie, o co toczy się dziś spór w Polskiej Grupie Górniczej. To nie jest spór o to, że spółka zarobiła kilkaset milionów złotych i nie chce podzielić się z pracownikami zyskiem. To spór o to, że spółka straci setki milionów i może za chwilę musieć zwolnić pracowników!
Tymczasem epidemia rozlewala się po spółce. Wstrzymano wydobycie w kopalniach Jankowice i Murcki – Staszic. Koronawirus pojawił się też w JSW – w kopalni Pniówek.
Wyniki finansowe JSW za pierwszy kwartał wykazały, jak potężnym wstrząsem był koronawirus – spółka zanotowała ponad 200 mln zł strat, gdzie rok wcześniej zarobiła na czysto ponad 400 mln zł.
Na początku miesiąca wrócono do rozmów na temat cięć w PGG. Jak się okazało, zanotowała też straty w pierwszym kwartale, dokładnie 180 mln zł, a każdy kolejny miesiąc oznaczał 240 mln zł na minus, gdyby nie porozumiano się w sprawie cięć. Związkowcy upierali się przy swoim. „Rzeczpospolita” napisała, że utrzymujący się kryzys płacowy w PGG może zaszkodzić reelekcji Andrzeja Dudy, który tak lubił przyjeżdżać na Barbórkę. Gazeta twierdziła, że w PiS doszło nawet do awantury o Sasina. Ponoć żądano również jego głowy za hucpę z 70 mln zł dla poczty na wybory. Przyszłość pokazała, że doniesienia okazały się fake newsem. Sasin ma się dobrze i rozwija talenty, np. ma zorganizować igrzyska. Przy okazji odnotujmy, że pojawił się nowy pełnomocnik ds. górnictwa – Jonasz Drabek. Jego ranga była znacznie niższa niż Gawędy, który był pełnomocnikiem rządu. Drabek był pełnomocnikiem ministra. Niewiele o nim było potem słychać. Pierwsze skrzypce zawsze grał Sasin.
Ostatecznie porozumiano się w sprawie cięć w PGG – na miesiąc, na próbę, żeby sprawdzić, czy to zdaje egzamin. Jednocześnie związki wymogły na zarządzie, żeby do 10 czerwca przedstawił plan działania PGG. Przy okazji porozumienia Sierpień 80 wyciągnął na światło dzienne patologie w spółce:
"Samym centrum tej patologii jest centrala Polskiej Grupy Górniczej. To w siedzibie PGG w Katowicach jak żywo kwitnie kolesiostwo, układy, biurokracja i marnotrawienie pieniędzy. Gdy w kopalniach PGG zmniejszano zatrudnienie górników, w siedzibie PGG i w administracjach kopalń je zwiększano. Zatrudnia się tam znajomych królików, radnych, różne gwiazdy i gwiazdeczki. Nic nie robią, mają się jak pączki w maśle i korzystają z różnych przywilejów.” pisał Sierpień 80 w oficjalnie kolportowanej ulotce.
Rozmowy o finansach toczone były w sytuacji walki z epidemią. Od początku maja trwały masowe badania przesiewowe w kopalniach. Pojawiło się trzecie ognisko koronawirusa - w kopalni Sośnica, gdzie też wstrzymano prace. Wkrótce jednak sytuacja zaczęła się na tyle poprawiać, że 20 maja kopalnie wznowiły prace stopniowo przywracając wydobycie. Jak się okazało, radość była przedwczesna.
Epidemia rozlała się na dobre w górnictwie. Jacek Sasin oznajmił 8 czerwca, że 9 czerwca na trzy tygodnie prace maj wstrzymać 10 kopalń PGG i 2 JSW. Na Śląsku wzruszono ramionami – kopalni z dnia na dzień się nie zamyka, to niewykonalne. Związki zawodowe dały do zrozumienia wicepremierowi, żeby już nie wypowiadał się na temat górnictwa, bo się na tym nie zna. Ostatecznie kopalnie PGG zatrzymały prace 12 czerwca, a dwie JSW 9, bo już były do tego przygotowane. Przestój ekonomiczny trwał do 3 lipca. Jacek Sasin tymczasem zapowiedział ujawnienie do końca czerwca planu naprawy górnictwa. Nie doczekaliśmy się tego.
Górnicy musieli się też zmagać z falą hejtu, jaki się na nich wylał w Polsce. Mówiono, że gdyby nie kopalnie, to nie byłoby problemu z koronawirusem. JSW rozpoczęło nawet kampanię społeczną „Nie oczerniaj górnika”, w której gwiazdy ekranu broniły dobrego imienia górniczej braci.
Z początkiem lipca górnictwo wracało do życia. JSW odwołało stan siły wyższej. Zarząd PGG przekazał załogom, że pracować będą 5 dni w tygodniu, produkcja ma być utrzymana, a inwestycje kontynuowane, tak, aby firma mogła bezpiecznie działać. Epidemia szybko wygasała, głównie dzięki niespotykanej w Europie akcji badań przesiewowych. Wykonano ich ponad 50 tys. Nie brakowało przy tym złośliwych komentarzy, że górników wymazywano i wysyłano na kwarantanny, żeby przypadkiem w szczycie kampanii wyborczej nie przyszło im jednak do głowy przyjechać do Warszawy.
Zdawało się, że sytuacja wracała do tego stopnia do normy, że PGG pochwaliła się nawet planem zbudowania 3 farm fotowoltaicznych na nieużytkach za 100 mln zł (przy 85 mln z UE).
Związki szybko wróciły do aktywności. Zażądały od premiera Morawieckiego spotkania w sprawie coraz dramatyczniejszej sytuacji PGG. Nie chciały przy tym widzieć przy stole rozmów wicepremiera Sasina, którego „wiarygodność jest zerowa”. Działacze grozili wielkim strajkiem na Śląsku i poza jego granicami w razie braku reakcji premiera.
Sasin zapowiedział podanie planu dla górnictwa w ciągu kilku tygodni. Rzeczywiście, do spotkania w Katowicach doszło 28 lipca. Nie obeszło się bez skandalu. Dzień wcześniej w Warszawie dziennikarze, w tym Agencja Reutersa na spotkaniu z przedstawicielami Ministerstwa Aktywów Państwowych poznali plany dotyczące przyszłości PGG zakładające likwidację kopalń: Ruda i Wujek (w sumie 5 ruchów), zmniejszenie pensji o 30 proc. i zamknięcie ostatniej kopalni do 2036 roku. Alternatywą miała być upadłość PGG. Jedno źródło mówiło nawet o całkowtym zamknięciu kopalń do 2036 roku. Dzień później w Katowicach Jacek Sasin wszystkiego się wyparł, a winę zrzucił na dziennikarzy.
Prawda jest też taka, że wicepremier spotkał się tego dnia z posłami PiS ze Śląska. To oni mieli mu wybić z głowy mrzonki o zamykaniu kopalń. Na jawną krytykę zdobyła się Izabela Kloc:
„Plan drastycznych cięć w górnictwie był niepotrzebny, bo i tak nie zostałby zrealizowany. Póki rządzi Prawo i Sprawiedliwość nie ma mowy o działaniach, które mogłyby zdestabilizować Śląsk.”
Ostatecznie ustalono, że powołany zostanie zespół, który opracuje plan dla górnictwa. Ten zespół ma być podzielony na grupy robocze, których zadaniem będzie ustalenie szczegółów sprzedaży węgla, produkcji, kwestii pracowniczych i źródeł finansowania. Zespół i grupy robocze miały zacząć pracę w sierpniu.
Prezes Polskiego Funduszu Rozwoju zapowiedział, że jest gotów pomóc spółkom węglowym, o ile przedstawią sensowne plany działania.
Rozmowy zespołu odbyły się w Warszawie i Katowicach. Wszyscy podkreślali, że są trudne. Tymczasem JSW poinformowała, że zanotowała blisko miliard zł strat w pierwszej połowie 2020. Spółka podała, że ubiega się o pomoc z tarczy PFR.
Wrzesień przyniósł ważną decyzję kadrową – 5 września stanowisko pełnomocnika ds. transformacji spółek energetycznych i górnictwa objął Artur Soboń, wiceminister aktywów państwowych, któremu podlegały spółki węglowe i energetyczne, członek zespołu roboczego pracującego nad programem dla górnictwa. Odtąd on jest rządową twarzą rozmów o górnictwie. W dużej mierze to on doprowadził do sytuacji, która jeszcze kilka tygodni wcześniej wydawałaby się kompletnie matriksowa. Wszyscy, w tym najbardziej zacietrzewieni związkowcy zgodzili się zlikwidować kopalnie Polskiej Grupy Górniczej do 2049 roku. Podpisy pod dokumentem złożyli 25 września. Słychać było komentarze, że dopiero co pogoniono Sasina za chęć zamknięcia 5 kopalń, a likwidację wszystkich poparł każdy.
Postawiono jednak sprawę na ostrzu noża – spółki energetyczne już pieniędzy dla górnictwa nie dosypią, więc nie ma co liczyć na powtórkę z wariantu, jaki był przy tworzeniu PGG. Nawiasem mówiąc spółki, które są udziałowcami PGG, i które wyłożyły po pół miliarda zł gotówki licząc na zyski, spisały już te udziały na straty, nie wierząc w odzyskanie wkładu. Idąc dalej – banki inwestycji w górnictwo nie finansują. Węgiel nie ma też brania na rynku. Jest tani, więc nie sposób na nim zarobić, za to produkcja energii na węglu obłożona jest takimi opłatami, że się nie kalkuluje.
Stąd jedynym wyjściem jest stopniowe zamykanie kopalń, wypłacanie odpraw górnikom i poszukanie im innego zajęcia, albo skierowanie na urlopy przedemerytalne. Aby jednak te świadczenia wypłacać, trzeba dołożyć do produkcji węgla. Same spółki pieniędzy nie mają. Takie dopłacenie jest jednak pomocą publiczną, zakazaną w UE. Aby państwo mogło dofinansować firmę, musi mieć zgodę Komisji Europejskiej.
Ustalono więc, że do 15 grudnia strony porozumienia przygotują umowę społeczną, która będzie podstawą do ubiegania się o zgodę KE.
Wrzesień był też ważnym miesiącem dla JSW – Komisja Europejska uznała, że węgiel koksujący wciąż jest surowcem strategicznym w UE. Dla spółki oznaczało to gwarancję zbytu i finansowania inwestycji.
Trwały prace nad umową społeczną. Z wydarzeń godnych uwagi była zapowiedź spółek górniczych, że tegoroczna Barbórka z uwagi na szalejący w kraju koronawirus ograniczona będzie do minimum. Z programu wypadły popularne karczmy piwne. Z końcem października funkcję przewodniczącej Rady Nadzorczej PGG objęła Barbara Piontek, wiceszefowa KSSE, ekonomistka, która rówież zasiada w Radzie Nadzorczej Tauronu Wydobycie. Spekulowano, że to zapowiedź zmian w zarządzie PGG.
Głównym wydarzeniem wydaje się zapowiedź zwolnienia przez PGG 360 osób z uprawieniami emerytalnymi, z uwagi na ciężką sytuację finansową. Odnotujmy też, że z powodu pandemii w spółkach zaostrzono środki ostrożności, ale o wstrzymywaniu wydobycia nie było mowy.
Końcówka miesiąca to skandal obyczajowy związany z molestowaniem górnika w KWK Chwałowice. W listopadzie też Polski Fundusz Rozwoju zgodził się przyznać JSW miliard zł pożyczki płynnościowej.
W przededniu Barbórki Artur Soboń zapowiedział, że 15 grudnia znów zbierze się zespół pracujący nad umową społeczną, by ją przedstawić, tak jak zapisano we wrześniowym porozumieniu. Związkowcy są sceptyczni. Uważają, że nie ma jeszcze uzgodnionych szczegółów. Tymczasem Soboń ujawnił wyniki finansowe sektora od stycznia do września 2020 – około 3,35 mld zł straty.
Zdajemy sobie sprawę, że górnicy mają o czym rozmawiać podczas swojego święta.
Materiał oryginalny: https://www.slaskibiznes.pl/wiadomosci,od-podwyzek-po-likwidacje-takiego-roku-w-gornictwie-nie-bylo-od-barborki-2019-do-barborki-2020-okiem-slaskiegobiznesu-pl,wia5-1-3978.html
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuWodzislaw.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Zamiast walczyć z przestępczością, służył jej. Policjant w narkotykowym gangu (zdjęcia, wideo)
14052Nagi wspinał się po rynnach. 29-latek trafił do aresztu
5810Odszedł ks. Tadeusz Wciórka. Był proboszczem w Radlinie
456935-letni agresor z Wodzisławia trafił za kratki
2990W kilku miejscach zabraknie prądu. Sprawdź gdzie i kiedy
293735-letni agresor z Wodzisławia trafił za kratki
+14 / -1Dominik cudem przeżył wstrząs w Rydułtowach. Górnik i jego żona: "To było najgorsze 50 godzin naszego życia"
+11 / -1Gdyby nie oni, doszłoby do tragedii. Prawidłowa reakcja kobiety i policjantów uratowała mężczyznę
+11 / -1Zamiast walczyć z przestępczością, służył jej. Policjant w narkotykowym gangu (zdjęcia, wideo)
+9 / -0Bilans nietrzeźwego kierowcy: 2,5 promila i 6 uszkodzonych pojazdów
+10 / -1"Mój rower elektryczny". W 2025 roku ruszą rządowe dotacje
1Gdzie nie będzie prądu w nadchodzącym tygodniu? Sprawdźcie
0Hit czy... wymyślanie koła na nowo? Innowacyjny recyklomat rozpętał burzę w sieci
0Temperatura w hałdzie przekracza 600°C! Jak PGG chce walczyć z płonącą i pylącą Szarlotą?
0Kierowcy i piesi – uważajcie na drogach!
0Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert