SWD Wodzisław: pożegnanie z Pucharem Polski

Bielszczanki, podbudowane wyeliminowaniem silnego GKS Katowice, przyjeżdżały do Wodzisławia Śląskiego w roli faworyta i jak na zespół ekstraligowy przystało wywiązały się ostatecznie z tego zadania, choć SWD postawiło faworytowi wysoko poprzeczkę. Mecz był bardzo wyrównany, ale niestety bielskie fatum trwa. Za niedługo będziemy chyba w księdze Rekordów, ale…Guinessa, bo już nie liczymy który to był mecz z Rekordem przegrany dosłownie w ostatniej minucie. Można powiedzieć, parafrazując klasyka, że SWD grało z Rekordem jak nigdy, a przegrało jak zawsze.

- Mecz zaczął się obiecująco, bo już w 2-ej minucie Patrycja Sarapata popędziła prawą stroną, znalazła się w sytuacji sam na sam, ale piłka dosłownie o centymetry minęła słupek bramki bielszczanek. Zemściło się to kilka minut później, Rekord precyzyjnie rozegrał piłkę w okolicach naszej szesnastki i strzałem po ziemi zdobył sobie prowadzenie po trafieniu Anny Chóras - czytamy na facebooku zespołu.

Kolejne minuty to piłkarskie szachy, natomiast gdzieś od 25-ej minuty SWD zaczęło optycznie przeważać stwarzając sobie sporo okazji do strzelenia gola. Próbowały: Piętakiewicz, Gulec, Sarapata, Botor z wolnego, niestety bez skutku. W ostatniej akcji w tej połowie rajd Roksany Gulec zakończył się precyzyjnym dograniem do Piętakiewicz, niestety tym razem najlepsza snajperka SWD nieczysto trafiła w piłkę w polu karnym.

Druga połowa rozpoczęła się ponownie od sytuacji sam na sam - tym razem z lewej strony Roksana Gulec miała znakomitą szansę, ale została w ostatniej chwili przyblokowana przez obrończynię Rekordu. Kolejne 10 minut to z kolei napór bielszczanek, które chciały chyba szybko rozstrzygnąć losy meczu zdobywając drugą bramkę, strzelały Gąsiorek, Chóras, świetną okazję miała Moskała, ale wynik się nie zmienił. W 63-ej minucie sygnał do ataku dała grająca na lewej obronie Kasia Jaszek, szybkość której sprawiała wiele kłopotów obronie Rekordu, wyszła na pozycję sam na sam, ale w ostatniej chwili rekordzistki wybiły piłkę na rzut rożny. Centra Roksany Gulec, wzorcowa główka Piętakiewicz i było 1-1.

- Niestety parę minut później skarciła nas grająca świetny mecz Anna Chóras i w dość podobny sposób Rekord wyszedł na prowadzenie. Na pocieszenie pozostaje nam podziwiać bez wątpienia najbardziej efektowną akcję meczu, rozpoczęła ją czarująca swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami w środku pola Patrycja Sarapata, dograła do Pauliny Zawadzkiej, która zagrała znakomitą piłkę do Julii Piętakiewicz, która w gąszczu obrony Rekordu zachowała przytomność i nerwy ze stali, zakręciła dodatkowo bramkarką i skierowała piłkę do pustej już bramki - czytamy dalej.

2-2. W 83-ej minucie losy meczu mogła rozstrzygnąć Dominika Rosak, ale jej bomba wylądowała na spojeniu słupka z poprzeczką bramki Rekordu, szkoda. I kiedy wydawało się, że wodzisławską drużynę czeka dogrywka, nastąpił niepotrzebny faul w ich polu karnym i wzorcowo sędziująca spotkanie Angelika Gębka nie mogła podjąć innej decyzji – rzut karny. Jedenastkę pewnie wykonała Magdalena Knysak i było po meczu.

SWD kończy przygodę z Pucharem Polski z podniesionym czołem, bo choć porażka boli, to drużyna zagrała niezłe spotkanie, które stało na bardzo wysokim poziomie sportowym i dostarczyło kibicom ogromnych emocji. Zadecydowały niuanse, Rekord grał piłkę lepiej zorganizowaną, co jest niewątpliwie pokłosiem doświadczenia, jakiego klub ten nabrał grając w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po wyeliminowaniu GKS Katowice i teraz SWD wróżymy Rekordowi spory sukces w Pucharze Polski, a sympatycznym, choć kolejny raz bezlitosnym dla wodzisławianek bielszczankom życzymy awansu do finału Pucharu Polski.

SWD Wodzisław Śląski – Rekord Bielsko-Biała 2-3 (0-1).