zamknij

Wywiady

Jeżeli ktokolwiek odejdzie, ja również

- Wymagam od zawodnika, bo wiem, że go stać. Gdybym pozwolił na inne podejście nigdy nie zdobyłbym mistrzostwa Polski z juniorami Odry Wodzisław

 

– mówi Jan Adamczyk, trener beniaminka ligi okręgowej Unii Turza Śląska.

Czuje się Pan bohaterem Turzy Śląskiej?

 

Jakim bohaterem… Zawsze mówię zawodnikom, że tylko pomagam, natomiast oni decydują o obliczu meczu. Ja cieszę się, że mogę pomóc. Razem zrealizowaliśmy założenia w tej rundzie, czyli co najmniej 4. miejsce.

 

Jest Pan autorem historycznego awansu Unii do ligi okręgowej.

 

Tak, już samo przyjście do Unii było udane. Wygrać 9 meczów pod rząd, nawet w A-klasie to nie jest łatwa sprawa. Cieszę się, ze mogę z tymi zawodnikami pracować. Większość z nich poznałem w Gorzycach. Zresztą w Gorzycach utrzymaliśmy się w klasie okręgowej, a było to wtedy spore osiągnięcie. Tam jednak nie podziękowano mi za włożoną pracę. Do dnia dzisiejszego nie potrafię zrozumieć zachowania ówczesnego prezesa – Lamczyka.

 

Wróćmy do Unii. Jaki jest sposób na tak dobre wejście do drużyny?

 

Przede wszystkim znałem tych zawodników, a oni mieli do mnie zaufanie. Podparłem to swoim autorytetem i wiedzą, która na pewno na tym szczeblu rozgrywek jest spora. Od 1 maja co było do wygrania, to było wygrane. Latem nasz zespół został wzmocniony. Po raz pierwszy znaleźliśmy się w półfinale pucharu na szczeblu podokręgu raciborskim.

 

Czyli widzi Pan, że zespół idzie do przodu?

 

Najlepiej posłuchać zawsze kogoś z zewnątrz. Głosy takich ludzi są pozytywne na nasz temat. Kibice przychodzą na mecze. Dużo frajdy mi to sprawia, ale jak mówię – bohaterem się nie czuję. Mam natomiast świadomość, że dużo wniosłem do zespołu. Zawodnicy to sami podkreślają. Tylko się cieszyć, że mogę pracować z takimi ludźmi – w zakresie kierownictwa również.

 

Jest Pan o tyle w komfortowej sytuacji, że latem udało się zatrzymać trzon drużyny i dodatkowo wzmocnić zespół.

 

Oczywiście. Ostatnio zresztą powiedziałem prezesowi: jeżeli ktokolwiek odejdzie, to ja również odejdę, bo mam jeszcze ambicje. Udało się pozyskać takich zawodników jak Bartek Sikorski czy Gabriel Szkatuła. Wzmocniło nas też kilku młodzieżowców, jak chociażby Daniel Gojny.

 

Piłkarze, którzy latem wzmocnili zespół jak Sikorski, to były Pana pomysły?

 

Wie Pan są sytuacje takie, że znam zawodników. Np. Gabriela Szkatułę znałem z Marklowic. Jest bardzo ambitny, solidny. Dobieram ludzi pod względem wolicjonalnym, z charakterem. Zakładam, że to będą tacy, którzy należycie przygotują się do meczu i godzą się na mój niełatwy sposób prowadzenia drużyny. Gdyby oni nie chcieli ze mną współpracować, nie byłoby mnie w Turzy. Nie byłoby też tego sukcesu, czyli historycznego awansu do okręgówki.

 

Mówi Pan: mój niełatwy sposób prowadzenia drużyny. Rozumiem, że jest Pan bardziej jak surowy ojciec, niż przyjaciel dla piłkarzy?

 

Na pewno. Jestem człowiekiem impulsywnym, żywiołowo reagującym na boisku. Ale niech mi Pan wierzy, odbija się to na moim zdrowiu. Emocje w czasie meczu sięgają zenitu. Poza boiskiem jestem całkiem innym człowiekiem. Znają mnie również słuchacze, bo pracuję w PCKU (Powiatowym Centrum Kształcenia Ustawicznego) i wiedzą na co mogą sobie pozwolić. Wymagam dużo od siebie, więc wymagam też od kogoś innego. Tym bardziej jeśli wiem, że zawodnik ma pewien poziom możliwości. Wtedy nie pozwolę mu poniżej tego pułapu zejść. Wymagam, bo wiem, że go stać. Gdybym pozwolił na inne podejście – nigdy bym nie zdobył mistrzostwa Polski z juniorami Odry Wodzisław. Tego mi nikt nie odbierze i zakładam, że już nigdy Odra nie będzie miała mistrza Polski juniorów.

 

Śledzi Pan to, co teraz dzieje się w Odrze?

 

Zawsze trochę śledzę. Trudno, żeby było inaczej kiedy całe moje życie zawodowo związane było z tym klubem. Dla mnie jest to bulwersująca sytuacja, że nie można usiąść, porozmawiać, znaleźć wspólnego słowa – ciągle jakieś niesnaski pomiędzy MOSiR-em, miastem, a tworem, który sztucznie powstał. Dla mnie to przykre, bo jeżeli w klasie okręgowej ludzie potrafią się zjednoczyć i utworzyć wspólny front, to niezrozumiałe jest, że w klubie z tradycjami nie można zrobić tego samego. Dzisiaj liczą się cele poszczególnych osób.

 

Pan nie uznaje tej Odry?

 

Wie Pan co? Ja powiem tak. Odra zawsze kojarzyła mi się z trampkarzami, juniorami i seniorami. To była jedność. W pewnym okresie stwierdzono, że juniorzy są niepotrzebni. Utworzył się tylko jeden zespół – pierwszy zespół. Młodzież była niepotrzebna. Dlaczego się o tym nie pisało? Potem nie było zawodników i efektem był spadek pierwszego zespołu. Może Pan zapytać Wosia, Sowisza…

 

Odsunięcie się od młodzieży było największym grzechem klubu?

 

To było największym błędem. Ważne jest, że młodzież widzi możliwość wejścia do zespołu. Odry nie było stać na wielkie transfery, ale w pewnym okresie kiedy Canal + dawał znaczne pieniążki wydawało się, że możemy się odsunąć od młodzieży. Jak Pan nie da szansy młodemu, to zawsze można powiedzieć, że nie ma młodzieży. Ja uważam, że ludziom trzeba dawać szanse.

 

Gdyby obecny zarząd poprosił Pana o pomoc, podałby Pan pomocną dłoń?

 

Zakładam, że nigdy takiej propozycji nie otrzymam. Tematu w ogóle nie ma. Dla mnie powinno to wszystko funkcjonować tak jak kiedyś – pod jedną nazwą, Odra Wodzisław. Począwszy od trampkarzy, a skończywszy na drużynie seniorskiej. Trzeba powrócić do tego, co było. Nie może być rozbieżnej polityki. Stworzył się jakiś twór Bogdanowice. Przecież to było chore, żeby takie miasto, z takimi tradycjami, super stadionem i potencjałem, musiało się łączyć żeby zaistnieć. To jest moje zdanie.

 

Były piłkarz Odry - Bartłomiej Sikorski jest teraz liderem Pana zespołu. To prawda, że ma cały czas wyższe aspiracje i celuje w I ligę, a nawet ekstraklasę?

 

Na pewno jego możliwości są znacznie większe niż liga okręgowa. Tylko, że to już nie moja sprawa, że np. będąc w Fortecy Świerklany był niesfornym zawodnikiem, który miał sporo żółtych kartek na koncie. Gdyby Pan spojrzał na jego liczby teraz, to nie wiem czy ma choćby dwie żółte kartki. Także u niego obserwuje dużą metamorfozę i cieszę się, że mogłem na nią wpłynąć. Mówię mu zawsze, że musi mi kreować grę zespołu i jestem zadowolony z tego, co robi na boisku. Życzę mu jak najlepiej, ale zakładam, że wszyscy zawodnicy zostaną z nami tej zimy i będzie nam jeszcze dane popracować razem. Byłoby bardzo trudno bez Bartka.

 

Dopuszcza Pan w ogóle opcję, żeby on odszedł z klubu?

 

Gdybym widział, że Bartkiem czy innym, interesuje się klub, który nie ma problemów finansowych i jest na znacznie wyższym poziomie rozgrywkowym, to musiałbym się z tym pogodzić. Nie chciałbym go przecież zatrzymywać w rozwoju, bo to byłoby nie w porządku. Nic w życiu nie muszę udowadniać. Zawsze mówię do zawodników: cieszyłbym się gdybym zobaczył was w telewizji.

 

Metamorfozę przeszedł też wasz najlepszy strzelec – Paweł Kulczyk. Strzela jak na zawołanie.

 

Tak, zdobył dla nas 10 bramek i od jego dyspozycji strzeleckiej dużo zależy. Paweł, jak go pierwszy raz poznałem był bramkarzem. Całkowicie go przemieniłem jako zawodnika pola. Jego umiejętności są większe, jakieś tam propozycje dostał, ale mówię mu, że to jeszcze nie czas na zmianę klubu.

 

Kulczyk w Świerklanach rozczarowywał, u was gra świetnie.

 

Dochodzimy do tematu trenerskiego. Jeden trener dostrzega pewnego zawodnika, a drugi nie. Tam akurat ten ktoś go nie widział. Ja natomiast zawsze w nim widziałem duży potencjał. Paweł może grać z przodu i na lewej pomocy. Na obu pozycjach się sprawdza. Stawiam na niego i jestem z niego zadowolony. Człowiek musi mieć zaufanie do drugiego i wtedy często się to spłaca.

 

Nie tylko strzela gole, ale jest przydatny dla zespołu – potrafi przytrzymać piłkę. A w tym wszystkim widać u niego pokorę.

 

Ktoś kiedyś napisał, że trener Adamczyk dobiera takich właśnie zawodników – w sensie mentalnym. Takich ludzi, którzy chcą pracować i wiedzą co to jest pokora, mają pewność skromność w tym wszystkim i chęć pokazania się.

 

Rafałowi Ganicie kończy się wypożyczenie. Chciałby go Pan mieć dalej w zespole?

 

Rafał jest niesamowicie ambitnym człowiekiem. Podziwiam go za ambicję, za chart ducha. Ale jest pytanie, czy się rozwinie? Nie wiem. Patrzę zawsze perspektywicznie. Jeśli mam zawodnika 2 lata i widzę, że się rozwija bardzo się cieszę. Natomiast jeżeli jest inaczej, trudno oczekiwać jeszcze jakiegoś postępu.

 

Który z tych młodzieżowych zawodników rozwija się najbardziej?

 

Zaskoczył mnie wychowanek – Piotr Sitek. Może go nie stać jeszcze na pełny mecz, ale niektóre wejścia, które miał naprawdę mi zaimponowały. To bardzo skromny, cichy człowiek, a swoją postawą pokazuje, że nie boi się lepszych zawodników. Nie widzi bariery. Pamiętam jak miałem z nim styczność w pierwszym okresie przygotowawczym, wchodził dopiero do drużyny. Wydaje mi się, że Piotrek poczynił duże postępy. Na pewno też Adam Ucher, którego przesunąłem do pomocy.

 

No właśnie – Adam Ucher. To pomocnik czy obrońca?

 

Dla mnie jeżeli jest lewa strona, to szukam ludzi z silniejszą lewą nogą. Miałem taki mecz z Ruptawą, po trzech kiepskich spotkaniach. Tam po stronie Adama rywale ciągle atakowali. I wtedy pomyślałem: trzeba facetowi znaleźć nowe miejsce. Myślałem i ciągle myślę, czy nie wystawić go na defensywnej pomocy. Ale ze względu na to, że jest lewonożny zacząłem ustawiać go na lewej pomocy. On też się uczy tej pozycji i potrzebuje czasu. Robi postępy – sam fakt, że bezbłędnie strzela rzuty karne potwierdza, że Adam jest na dobrej drodze.

 

Swego czasu interesował się tym zawodnikiem ROW Rybnik i Piast Gliwice. Widzi Pan w nim potencjał na tej najwyższy poziom w Polsce?

 

Trudno mi ocenić, czy to jest zawodnik na takie kluby. Myślę, że w tej chwili na pewno jeszcze nie. Trzeba sobie zadać przede wszystkim pytanie, na jakiej pozycji miałby Adam grać. Myślę, że przesuwając go do przodu nic złego nie robię. Będzie bardziej wszechstronny. Poza tym jest w ostatniej klasie maturalnej. Jeżeli poukłada sobie swoje sprawy, to myślę, że są przed nim perspektywy. Nie chciałbym, żeby zatrzymał się na klasie okręgowej.

 

Co szwankowało w tej rundzie najbardziej?

 

Jeżeli się zdobywa 30 pkt, nie można powiedzieć, że coś szwankowało. Byłbym niesprawiedliwy. Jestem zadowolony z zaangażowania. Mam swoje przemyślenia co do pozycji, które powinny być wzmocnione, ale nie za wszelką cenę. Stanowimy zgrany zespół.

 

Na jaki element Pan jako trener kładzie największy nacisk?

 

Na solidność. Wizerunek zespołu mówi o mnie samym. Jeżeli od siebie wymagam dużej dyscypliny, to tego samego oczekuję od zawodników. Jako nauczyciel i trener, muszę być bardzo zdyscyplinowany, żeby połączyć te dwie role. Tutaj ukłon w stronę PCKU, który nie stawia mi przeszkód i pomaga w realizowaniu mojej pasji.

 

Jest autorytet, na którym się Pan wzoruje?

 

I jako zawodnik i jak trener, spotkałem wielu szkoleniowców. Trudno mi powiedzieć. Nie chciałbym kogokolwiek pominąć. Najważniejsze to wyciągnąć od każdego z kim się pracowało to, co najlepsze. Niezależnie czy mówimy o górnictwie, czy o piłce. Do tego dodawać zawsze swoje prawdziwe „ja”.

 

Współpracował Pan z Franciszkiem Smudą i Waldemarem Fornalikiem. Jak Pan wspomina tę współpracę?

 

Dwa różne charaktery. Jestem chyba jednym z nielicznych trenerów, który pracował i ze Smudą i z Fornalikiem. Będę bardzo dyplomatyczny. Oboje znaleźli się na szczycie trenerskiej karuzeli – stanowisku selekcjonera. Jestem zbyt nisko w hierarchii trenerskiej, by móc wypowiadać się na ich temat.

 

Czym się różnią?

 

W wielu aspektach… Choćby w samym charakterze - Franek jest bardziej impulsywny, Waldek spokojniejszy. Ale sam charakter szkoleniowca nigdy nie przekłada się na wyniki. Obu cenię wysoko, raczej nie wyciągnie Pan ode mnie więcej (śmiech).

 

Mówił Pan otwarcie o miejscach 1-4. Będziecie celować w awans?

 

Jest bałagan. Nie wiadomo na różnych szczeblach ile zespołów awansuje, wprowadzają wciąż jakieś reformy. Trudno powiedzieć, jak będzie. Cel jaki wyznaczył nam wiceprezes – Zenon Rek, został zrealizowany. Jesteśmy na 4. miejscu. Na pewno aspiracje są, mamy w klubie ambitnych ludzi. Mimo słabego ostatniego meczu, nie składamy broni. Cele zawsze muszą być wyznaczone. Z drugiej strony widzę, że ludzie przychodzą na mecze, jeżdżą za nami. Natomiast wiem z perspektywy czasu, że jeżeli zespół jest w IV lidze, to tych kibiców jest coraz mniej.

 

Trudniej o dobry wynik…

 

Wyniki to raz. Dwa, to rywalizacja między ościennymi klubami – oddalonymi kilka czy kilkanaście kilometrów, jest o wiele ciekawsza dla kibiców. Ludzie spotykają się w zakładach pracy, mogą porozmawiać codziennie o rywalizacji na tym lokalnym poziomie. A co jeśli będziemy grali w Żywcu? Teraz ludzie tym żyją, organizują nawet jakieś zakłady. Rywalizacja, która gmina ma lepszy zespół jest dla lokalnej społeczności o wiele bardziej interesująca.

 

Dziękuję za rozmowę!

 

Rozmawiał Mateusz Kornas

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (2):
  • ~odrok 2013-12-13
    23:45:50

    4 0

    w tym tygodniu w wodzisławskiej piłace osiągnięto najważniejsze porozumienie od ponad 10 lat a w wodzisławskich mediach cisza??? WTF?

  • ~ 2013-12-14
    18:53:43

    1 0

    nie dziw się, nie podpowiesz redakcji tematu to nie napiszą jak się nie pojawi na stronie miejskiej ;-) przynajmniej tak jest w 80% ;-)

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuWodzislaw.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuWodzislaw.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy jesteś szczęśliwy w Wodzisławiu Śląskim i powiecie?




Oddanych głosów: 1072