Świąteczny jarmark: czego nie udało się przedsiębiorcom, zrobili młodzi chłopcy

Mini jarmark świąteczny to cztery stragany pełne bożonarodzeniowych pyszności. Można tu kupić domowej roboty wędliny, rękodzieła podopiecznych Domu Dziecka z Jastrzębia, gorącą herbatę, grillowanego oscypka z żurawiną, prażone orzechy i migdały, czy nawet pieczone jabłka. – Jak ktoś jest fanem takich jabłek sprzedajemy nawet ceramiczny opiekacz – chwali się młody człowiek.

W trójkę postanowili zorganizować świąteczny kram. Wybudowali więc cztery stragany. – To nasz debiut stolarski. Myślę jednak, że nie jest źle – chwali się Łukasz Grajner. I dodaje, że koszt stawiania budek był równy kupnie jednego straganu.

 

To on zainicjował akcję. – Bardzo mi się podobają świąteczne jarmarki. Zainspirował mnie ten organizowany w Czechach. Postanowiłem spróbować – opowiada.

 

Namówił brata Tomka Grajnera oraz kolegę Wiktora Pasiekę i przystąpili do dzieła. Przechodząca ulicą urzędniczka zauważyła inicjatywę młodych i podesłała koksownik ze Służb Komunalnych Miasta. I tak interes się kręci, choć wodzisławianie podchodzą do kramu z pewną dozą nieśmiałości. – Może trochę się wstydzą – podsuwa myśl Łukasz Grajner.

 

I tak młodzi ludzie udowadniają, że można gdy się chce. Wodzisławscy przedsiębiorcy nie chcieli się angażować w organizację jarmarku, podobnie jak w latach poprzednich. – Jest za mało chętnych do wystawiania się. Przedsiębiorcy twierdzą, że to się nie opłaca – mówił nam Krzysztof Dybiec, prezes Izby Gospodarczej na początku grudnia.