zamknij

Wiadomości

W święta ratuje ludzi na oddziale covidowym. W domu czekają na nią dzieci

2021-12-25, Autor: Bartłomiej Furmanowicz

Gdy inni świętują, drudzy pracują, a wręcz walczą o życie innych ludzi. Tak jest w przypadku dr Olimpii Bodziony – ordynatorki oddziału covidowego w WSS nr 3 w Rybniku. Z pielęgniarkami spędza święta Bożego Narodzenia przy pacjentach. Marzy o tym, by covid wreszcie się skończył, by mogła zająć się trójką swoich dzieci.

Reklama

To już kolejny artykuł z cyklu „gdy inni świętują, drudzy pracują”, który poruszamy w czasie świąt Bożego Narodzenia. Tym razem skupiamy się na Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 i oddziale covidowym, który powstał na odwieszonym 1 grudnia oddziale wewnętrznym. W tej części lecznicy niestety nie brakuje pacjentów, a sytuacja jest cały czas dynamiczna. Jednego dnia oddział wypełniony jest po brzegi, drugiego zwalnia się kilka łóżek, by zaraz znów zapełnić się nowymi chorymi.

dr Olimpią Bodziony spotykamy się w niezbyt wesołych okolicznościach.

Przed chwilą musiałam powiedzieć rodzinie o zgonie pacjenta. Po naszej rozmowie czeka mnie kolejne takie spotkanie – wita nas na wstępie.

Niestety, na oddziale covidowym to codzienność, średnio umiera tutaj dziennie jedna osoba. Nie dziwi więc nas wyczerpanie ordynatorki.

Nie dla wszystkich święta Bożego Narodzenia są szczęśliwe. Inni pracują, a wręcz są na służbie tak jak w pani przypadku i zespołu na oddziale.

Olimpia Bodziony: służba? Zaczynam powoli w taki sposób to odbierać, choć czasy „służby zdrowia” już dawno minęły. Poświęcamy na tym oddziale bardzo dużo swojego czasu. Osobiście – spędzam tutaj wigilię, pierwszy i drugi dzień świąt.

Dlaczego? Nie ma pani żadnego zastępcy?

Nie mam wyboru. Nie ma chętnych, by mnie zastąpić. Z chęcią spędziłabym chociaż jeden dzień w domu, ale to niemożliwe. Ktoś musi być przy pacjentach.

Kto na panią czeka w domu?

Jestem samotną mamą trójki dzieci, w wieku 2, 4 i 16 lat.

Od tego wątku nie możemy uciec. Wszystko przez covid

Trwa już 2 lata. Pamiętam jak to się zaczęło. Byłam jeszcze w ciąży i miała urodzić się moja córka. Prawdopodobnie razem zachorowałyśmy - córka miała 11 dni, jak wylądowała na OIOM-ie. Na podstawie objawów można stwierdzić, że miałyśmy covida.

Udało się z tego wyjść bez powikłań?

Na szczęście tak, zarówno u mnie, jak i u córki.

Rozumiem, że w czasie świąt są także z panią pielęgniarki?

Dokładnie. Są bardzo dobre. Pracowały wcześniej na oddziale wewnętrznym. Dzięki nim mam bardzo duże wsparcie. Doradzają, podpowiadają i za to im bardzo dziękuję. Tak samo jak lekarzom, z którymi mam okazję współpracować. To naprawdę mocny i zgrany zespół.

Ile aktualnie jest pacjentów na oddziale?

Obecnie 35 osób (stan na dzień rozmowy, czyli 21 grudnia – red.), mamy pełne obłożenie. Niestety, jest sporo zgonów związanych z covidem, z obciążeniami innych chorób. Rodziny nie rozumieją tego i pytają się, co się stało? Te rozmowy są często nieprzyjemne. Niestety, ale na covid się umiera.

Ma pani na myśli pretensje, czy żal do zespołu?

Rodziny wylewają swój żal do pierwszej napotkanej osoby. Akurat najczęściej pada na lekarza wydającego akt zgonu. Musimy brać na siebie również te emocje. To bardzo obciąża nas psychicznie, a nie mamy komu się wygadać. Rodziny przerzucają emocje na nas, czy nawet poczucie winy. One wyładują się, a nie mam komu przekazać swoich uczuć. Nie mogę tego robić w drugą stronę i powiedzieć przecież ostrych słów komuś, kto właśnie stracił bliską osobę.

To w jaki sposób – mówiąc prosto – może się pani wyładować?

Szczerze? Nie ma na to czasu.

Jeżeli chodzi o samych chorych, czy na oddziale przeważają osoby starsze, młodzi, a może nie ma już tutaj podziału?

Powiem tak, mieliśmy tutaj już 30-latków. Zdarzyły się dwa zgony osób w wieku około 50 lat. Zauważamy dużą dysproporcję w przebiegu zachorowań osób zaszczepionych i niezaszczepionych. Robiliśmy nawet statystykę na oddziale. Wyszło nam, że istnieje stosunek 5 osób zaszczepionych do 30 niezaszczepionych. Mówiąc inaczej, zgony zdarzają się częściej u osób, które nie zaszczepiły się.

Od razu chcę też zaznaczyć i podkreślić: zaszczepieni też się zarażają koronawirusem i mogą chorować, ale dużo szybciej zwalczają infekcję.

Wydaje mi się, że właśnie o tym ludzie zapominają lub mają też błędną wiedzę opartą na zasadzie: „jestem zaszczepiony, jestem nietykalny”.

Statystycznie rzecz ujmując, osoby zaczepione nawet mogą nie wiedzieć, że są zarażone. Będą miały delikatne objawy. Mogą jednak również dotkliwie odczuć covida, ale przeżyją.

Co mówią chorzy? W jaki sposób tłumaczą, że się nie zaszczepili? Nie wierzyli, że to ich dotknie?

Moje doświadczenie pozwala mi ocenić duże prawdopodobieństwo zgonu pacjenta. Patrzę na chorego i myślę sobie: „ten człowiek już stąd nie wyjdzie mimo tego, że zrobimy wszystko, by tak się stało”. I zawsze robimy wszystko, by ratować życie i zdrowie. Był taki pacjent, który popatrzył się na mnie w ten znany sposób, miał to w oczach. Oznajmił, że się nie zaszczepił, bo w to nie wierzy. Co miałam mu wtedy powiedzieć?

Wiedział, że jest z nim ciężko?

Nie wiem, czy wiedział. Te osoby, które są chore, często nie zdają sobie z tego sprawy, że jest aż tak źle. Niedotlenienie i wpływ wirusa sprawiają, że są w swoim świecie. Nie za bardzo kojarzą, co się dzieje i nie odczuwają duszności. Mówił, że „szczepienie jest bez sensu”. A ja pomyślałam: „ale teraz umrze pan z tego powodu”.

I faktycznie zmarł?

Tak się niestety stało.

Często się teraz czyta o antycovidowcach, którzy doznają „objawienia”, niektórzy przyznają się do błędu. Spotkała się z takimi odmienionymi osobami?

O tak, dużo taki osób widziałam. Mało tego, deklarują, że jak wyjdą ze szpitala to idą na szczepienie. Muszą jednak odczekać trochę czasu. Mimo że ktoś przechorował i tak lepiej by się zaszczepił. Niestety szczepienia nie są na całe życie, przeciwciała szybko znikają z organizmu. Stąd te dawki przypominające. Bardzo trudno wytworzyć na wirusa szczepionkę. W szczepieniach dzieci też obowiązuje taka sama zasada trzech dawek. Dwie podajemy 2 bliskich odstępach czasu, trzecią po pół roku. Tych szczepień jest sporo, ale i tak wielu oburza się o tę 3 dawkę przypominającą.

Wracając do zespołu na oddziale, będzie skromna wigilijka?

Osobiście nic takiego planuję, mój czas jest bardzo ograniczony. Każdą wolną chwilę staram się poświęcać dzieciom. Trudno, ale tym razem będą musiały spędzić święta u babci.

Czego więc pani życzyć?

Żeby się covid skończył. Chcę skończyć specjalizację, chce realizować swoje plany, chcę się zająć dziećmi. Planuję pozamykać rzeczy, których nie mogę zamknąć przez wirusa.

A czego pani życzyłaby pacjentom, mieszkańcom?

By uświadomili sobie, jak poważny jest covid. W walce z nim trzeba korzystać z tego, co mamy. A mamy szczepienia i powinniśmy z nich korzystać choćby po to, żeby dać sobie większe szanse w walce z COVID-em.

Oceń publikację: + 1 + 16 - 1 - 12

Materiał oryginalny: https://www.rybnik.com.pl/wiadomosci,w-swieta-ratuje-ludzi-na-oddziale-covidowym-w-domu-czekaja-na-nia-dzieci,wia5-3266-50863.html

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuWodzislaw.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuWodzislaw.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy jesteś szczęśliwy w Wodzisławiu Śląskim i powiecie?




Oddanych głosów: 1081