zamknij

Wiadomości

Ale historia: jak o Wodzisławiu pisała prasa w latach 1956-1989

2017-12-02, Autor: Kinga Kłosińska

Wydaje się, że dziś wiemy już sporo o przeszłości miasta. Jak jednak ta wiedza wyglądała kiedyś? Co uważano za ważne, na co zwracano uwagę? Czy w czasach współzawodnictwa pracy, budowy nowych kopalń i małej stabilizacji Gierka ludzie interesowali się historią Wodzisławia? Kinga Kłosińska z Muzeum w Wodzisławiu Śląskim prześledziła archiwalne wydania gazet, głównie rybnickich "Nowin", by znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Reklama

W procesie istnienia miast, tak jak w życiu ludzkim jest czas na momenty ważne i wzniosłe, lata stabilizacji, chwile, które chce sie jak najszybciej zapomnieć, dramatyczne wybory, burze i nawałnice... Od zasnutej mgłami niepamięci chwili narodzin, poprzez niepewna młodość, wzrost, wreszcie czas dorosłości i stabilizacji. Proces wzrastania każdego miasta wygląda podobnie. Nie każde jednak ma szczęście do odpowiedniej dokumentacji tych chwil. Wodzisław jest właśnie takim miejscem, gdzie nieco trywializując, niewiele zachowało się zdjęć z dzieciństwa i młodości. Przed wiekiem XIX i nieocenionym kronikarzem Henkem mamy tylko pojedyncze, szczątkowe dane. Wszystko w rękach naukowców, archeologów i historyków, którzy z odnalezionych kamyczków powolnie układają mozaikę przeszłości.

Wydaje się, że dziś wiemy już sporo o przeszłości miasta. Jak jednak ta wiedza wyglądała kiedyś? Co uważano za ważne, na co zwracano uwagę? Czy w czasach współzawodnictwa pracy, budowy nowych kopalń i małej stabilizacji Gierka ludzie interesowali się historią Wodzisławia? Czy gazety - pełne pochwał i planów 6-letnich gościły na swych łamach duchy przeszłości? Wyprawę w czasy nie tak znów odległe umożliwiają nam szpalty "Nowin" - czasopisma, które zaczęło się ukazywać w 1956 roku i jako pierwsze po wojnie zajęło się tak szeroko sprawami regionu. Podczas gdy południowa część Górnego Śląska w innych gazetach i pismach pojawiała się tylko od wielkiego dzwonu, w "Nowinach" Rybnik, Racibórz i Wodzisław (a z czasem Jastrzębie) odgrywały niebagatelną rolę. Czy redaktorzy "Nowin" wspominali również o historii prezentowanych miast? Na pewno, co zrozumiałe, bardzo dużo było o II wojnie, której skutki mieszkańcy odczuwali jeszcze na co dzień. Ale wcześniejsze dzieje? Te najwcześniejsze? Aby odpowiedzieć na to pytanie, pozostaje nam zagłębić się w pożółkłe strony dawnych gazet.

Konstancja tutaj nie mieszka

Choć wydaje sie to dziwne, księżna Konstancja - najpopularniejsza i najbardziej znana Wodzisławianka do końca lat 80-tych była w naszym mieście... zupełnie nieznana1. Czasy średniowiecza to zresztą terra incognita w świadomości redaktorów i (zapewne) czytelników "Nowin". Do tego stopnia, że w 1957 roku Baszta Rycerska, pozostałość zameczku myśliwskiego z połowy XIX w., opisywana była tak: "...Przetrwały do dziś resztki baszty obronnej, obok klasztoru Minorytów jeden z najstarszych historycznych zabytków miasta. Baszta ta to pozostałość wcześniejszych murów, okalających pierścieniem całe miasto" (nr.33, 1957). Te resztki murów obronnych które miałyby jakoby opasywać miasto pojawiają się i w późniejszych latach. W artykule z 1967 roku pt. "Zabytkowy charakter śródmieścia uwzględniony w planach rozbudowy" (nr z 16.05.1967) czytamy: "...przewidziano zachowanie średniowiecznych murów obronnych", a dwa lata później ("Wodzisławska >Starówka< atrakcją dla turystów"): "Wokół układu staromiejskiego Wodzisławia natrafiono przy różnego rodzaju pracach na szczątki murów obronnych wraz z zabytkowymi basztami oraz bramami wjazdowymi. Jak stwierdzono średniowieczny Wodzisław posiadał 12 takich baszt oraz 2 bramy wjazdowe. Aby zabezpieczyć je od całkowitego zniszczenia miejscowi działacze czynili od dłuższego czasu starania, związane z ich uratowaniem. Dzięki tym zabiegom w przyszłym roku w Wodzisławiu konserwator archeologii zbada fragmenty murów obronnych, których ślady są najbardziej widoczne w rejonie ul. Wałowej, naprzeciw kościoła parafialnego. Przypuszcza się, iż powinny się jeszcze zachować ślady drugiej bramy. Po przeprowadzeniu prac wykopaliskowych fragmenty murów obronnych zostaną zabezpieczone i częściowo odbudowane, a w przyszłości na pewno będą niemałą atrakcją dla turystów zwiedzających wodzisławską 'Starówkę'" (19.10.1969).

Skąd owa wizja naszego miasta jako grodu warownego z 12 aż basztami i bramami? Najpewniej było tak, że różnego rodzaju murki, fundamenty i pozostałości budynków (w latach 60-tych Wodzisław nadal nie był do końca odbudowany) brane były błędnie za pozostałości średniowiecznych obwarowań. Tak właśnie jak nieszczęsna Baszta , choć trudno byłoby wyobrazić sobie wielkość miasta o tak rozległych murach! Wraz z otwarciem w 1971 roku Muzeum i regularnymi badaniami archeologicznymi na tym terenie, ostatecznie trzeba było odrzucić wizję piastowskiego Wodzisławia jako niezdobytej twierdzy.

Ale co z Konstancją w takim razie? "Nowiny" niezbyt chętnie wkraczają na teren baśniowo-legendarny. Tu nie ma miejsca na złote kołyski, czy Tatarów potopionych w bagnie (którzy zostali wspomniani tylko raz enigmatycznymi zdaniami: "....Z pomroku dziejów wyłowić się dają jeszcze bardziej wyraźnie kataklizmy lat 1241 i 42. Uwydatniły się one w bohaterskiej obronie grodu i Radlina przed czernią tatarską"2) Z przeszłości Wodzisławia redaktorzy wyłuskują jedynie postaci, które zasłużyły się czymś dla "polskości" tych ziem. Na każdym kroku podkreślany jest piastowski, "swój" rodowód Górnego Śląska. Dlatego też sięgając wstecz ważnymi i godnymi przywołania są dwaj "prawdziwi Polacy": ks Mateusz Opolski (który co prawda całe swe życie spędził na Śląsku Cieszyńskim, ale - szczęśliwie - w Wodzisławiu się urodził) oraz Józef Bienia - przywódca chłopskiego rokoszu. Temu ostatniemu "Nowiny" regularnie wystawiają laurkę: "Józef Bienia, syn ziemi wodzisławskiej, urodził się w 1774 roku, w Jedłowniku pod Wodzisławiem, gdzie sprawował funkcję sołtysa. Był duszą powstania chłopskiego, które wybuchło w końcu 1818 roku (Błąd! Powstanie wybuchło 7 lat wcześniej, w 1811 roku - K.K.). Oddziały Bieni nie poprzestały wtedy na opanowaniu okolic Wodzisławia, ale zapuszczały się aż po Pawłowice. Po upadku powstania Bienia został osadzony w Prudniku i tam go zasądzono na cztery lata domu karnego i na 60 tęgich batów. Bienia nie stchórzył w czasie procesu przed pruskim sądem. Wystąpienie jego było śmiałe i nacechowane rzadko spotykaną godnością..." (nr.3, 1959)3. Kulminacją tego "docenienia" było postawienie niepokornemu chłopu głazu-pomnika przed budynkiem Rady Narodowej (czyli przed siedzibą Muzeum i USC) w 1966 roku4.

...A jeżeli już pojawia się średniowiecze, to w rozważaniach fantastyczno-naukowych związanych z nowoodkrytym grodziskiem w Lubomi: "...gdyby nie najazd i zniszczenie osady, byłaby ona stolicą Piastów, którzy zmuszeni byli przenieść się do Raciborza..." (02.09.1970). I tak o krok od stania się "piastowskim miastem" Wodzisław szykował się do uroczystości 700-lecia istnienia...

Jubileusz, czyli dużo kłopotów

W 2007 roku obchodziliśmy 750-lecie miasta Wodzisławia, tak więc, jak łatwo obliczyć, okrągły jubileusz przypadał na rok 1957. Nie obyło się wtedy bez kontrowersji, choćby związanych z datą wydarzenia. Zresztą, już wcześniej zdania o wieku naszego miasta były podzielone - w "Dzienniku Zachodnim" nr. 244 z 1938 roku ukazał się następujący artykulik: "W roku bieżącym mija 725 lat od chwili, gdy jedno z najstarszych miast na Śląsku, Wodzisław w pow. rybnickim, otrzymało prawa miejskie. (Rok 1213) (...) Obecnie istnieją jeszcze w Wodzisławiu ruiny starego zamku książąt wodzisławskich (Czyżby chodziło o Basztę? - KK)" Niestety, anonimowy autor nie pisze skąd wziął tę datę -1213- jako rok założenia miasta. A już rok później, w "Polsce Zachodniej" nr. 66 z 1939 r. czytamy: "W maju (???) rb. mija 750 lat od chwili założenia miasta Wodzisławia w powiecie rybnickim."

Jak widzimy, wodzisławskim radnym w 1957 przypadł trud wyjaśnienia sobie i społeczeństwu które to urodziny tak naprawdę obchodzi miasto. W dniu 25 marca zebrał się Komitet Organizacyjny Obchodu 700-lecia powstania miasta Wodzisławia Śl. Dlaczego? Bo jak informuje zaraz na początku obywatelka E.M.: "w Prezydium WżR.N. w Katowicach mówi się już o obchodzie 700-lecia istnienia miasta Wodzisławia to też należy zebrać się bezwzględnie i jaknajprędzej do konkretnej pracy5" (styl zapisu oryginalny).

Czyli: zróbmy coś, bo będzie wstyd!

Dalej jest równie ciekawie. Obywatel A.H. "podał kilka danych o powstaniu miasta Wodzisławia, stwierdzając między innymi że nie ma dokładnej daty ani roku na której możnaby się oprzeć że miasto Wodzisław otrzymało prawo miasta w 1257 roku stwierdzając równocześnie że posiada pewne dane, że Wodzisław jako osada istniał już w X wieku (ciekawe co to za dane? - KK) niemniej jednak ścisłych i historycznych dat narazie nie ma". Na to obywatel K.P. "podniósł, ze on posiada pewne materiały w których jest podane jakoby w 1257 roku miało powstać miasto Wodzisław Śląski i to też należy bezwzględnie w bieżącym roku obchodzić 700-lecie istnienia". Obywatel B. "podniósł ażeby ściągnąć pewne dokumenty z zagranicy /Czechosłowacji/ z miasta Hulczin, które to ubiegłego roku obchodziło 700-lecie swego istnienia, gdzie mogą znajdować się również pewne dokumenty odnośnie miasta Wodzisławia".

Ostatecznie, jednogłośnie jak to w tamtych czasach, uchwalono, że 700-lecie będzie obchodzone i zabrano się raźno do pracy.

"Nowiny" również zaczęły informować czytelników o tym doniosłym wydarzeniu. Gazeta z 28.8.1957 zamieściła artykuł pt. "Przed 700-leciem Wodzisławia" gdzie można dowiedzieć się o zabytkach w dzielnicy Jedłownik (co prawda na zdjęciu towarzyszącym jest wodzisławski Rynek, ale potraktujmy to jako celowe działanie, a nie wpadkę). A w innym artykule z tego samego roku znalazł się cytowany już wcześniej tekst o Baszcie jako fragmencie średniowiecznych murów. Nigdzie za to nie doczekamy się wyjaśnienia, że to przybycie braci franciszkanów do miasta w 1257 roku stało się ową pierwszą "datą graniczną". Nie wypadało o tym pisać? Zamiast tego mamy piękną, baśniową historyjkę bardzo w duchu tamtej epoki: "Wodzisław obchodzi w tym roku 700-lecie nadania mu praw miejskich. Jako gród warowny istniał już dawniej, stojąc na straży państwa polskiego od południa wraz z Cieszynem, Raciborzem i (nieczytelne). Do dziś jeszcze można oglądać pozostałości dawnych fortyfikacji".

Przygotowania trwały. Dzięki hojnej dotacji Wojewódzkiej Rady Narodowej uporządkowano miasto, odmalowano kamieniczki na Rynku, oczyszczono park, odnowiono fasadę Pałacu, odgruzowano centrum... Zadbano również o reklamę: nadawano komunikaty przez radiowęzeł, zapowiedzi w kinie przed seansami filmowymi, naklejano afisze.

Pojawiły się również stosowne artykuły w prasie. "Bogaty program obchodów 700-lecia Wodzisławia" informowały "Nowiny" z 08.06.1957. Obchody miały się ciągnąć prawie przez cały miesiąc wrzesień. "Na zakończenie obchodu (...) odbędą się występy zespołu 'Zabrze' oraz zorganizowane zostaną wycieczki do muzeów w Pszczynie, Bytomiu i Zabrzu. Przewiduje się też urządzenie wystawy plastyków śląskich na terenie Wodzisławia. Pochodom towarzyszyć będą występy karnawałowe".

I wreszcie nr. 38 "Nowin" (nakład 15 000 egzemplarzy!) miał wspaniały temat na pierwszą stronę: "Herold w średniowiecznym6 stroju ogłosił rozpoczęcie uroczystości 700-lecia grodu Wodzisławia". Na Rynku, wśród tłumu mieszkańców posłaniec odczytał list - zaproszenie do wspólnej zabawy. "Podobnie jak 700 lat temu herold po wygłoszeniu w imieniu władcy ważnego wydarzenia, z namaszczeniem zwinął zwój pergaminu i odjechał z powagą" - entuzjazmował się autor artykułu. "Obchód 700-lecia miasta Wodzisławia, starego grodu śląskiego o pięknej polskiej nazwie, trwa nadal".

Jakie konsekwencje dla miasta miał jubileusz? Przede wszystkim zapoczątkował obchody Dni Wodzisławia, które najpierw co dwa lata, a potem już corocznie wpisały się w wodzisławski kalendarz. Następnie utrwalił datę 1257 w świadomości mieszkańców, ta zaś z kolei stała się jednym z argumentów, by w mieście otworzyć Muzeum. Na pewno, dla wielu ludzi był on impulsem, by zainteresować się najbliższą historią i wyjść poza prosty schemat zabory - powstania - wojna. Z innych, mniejszych: pokłosiem jubileuszu był herb miasta nad drzwiami pałacu, odsłonięty właśnie we wrześniu 1957 roku. I kilka innych drobiazgów, jak na przykład wypowiedź obywatela H., który "...poruszył sprawę zdjęć, które przygotowano na 700-lecie, które winne być zaramowane i wywieszone na widocznym miejscu. Należy również zmienić nazwę ulicy Wł. Hermana na właściwego założyciela miasta Wodzisławia Śl.7"

I tylko pozostaje pytanie, dlaczego artykuł o X Jubileuszowych Dniach miasta w 1979 roku ukazał się w "Nowinach" pod tytułem "Święto 800-letniego Wodzisławia8"....

Jak nie robić zbytków z zabytków

Wszyscy winniśmy chronić pamiątki przeszłości.. Choć w praktyce bywa z tym różnie. "Nowiny" od samego swego początku zachęcają do poszukiwań. "...Nie spodziewaliśmy się, że prace te (badania archeologiczne prowadzone na ziemi rybnicko-wodzisławskiej - K.K.) wzbudzą zainteresowanie wielu ludzi kontaktujących się obecnie listownie z katowickim oddziałem Polskiego Towarzystwa Archeologicznego - pisze w artykule z 1958 roku przewodniczący Towarzystwa Lucjan Balcerowski - i meldujących o własnych spostrzeżeniach, mogących naprowadzić fachowców na ślad ciekawych odkryć". Artykuł kończy się apelem: "A może któryś z Czytelników będzie nam mógł służyć dalszymi informacjami na powyższy temat?", tu następuje adres Oddziału KPTA w Będzinie. Ale nie tylko najstarsze dzieje warte są zachowania: "Chrońmy zabytku dawnej kultury wielkie bogactwo narodu" - to tytuł innego artykułu również z 1958 roku. Zaczyna się patetycznie: "Wielkość naszej epoki przejawia się między innymi w niezwykłej wszechstronności jej poczynań przypominających czasy Odrodzenia. Obok wielkich ruchów i przeobrażeń społecznych postępuje z rozmachem rozbudowa przemysłu, rozwija się nauka i szkolnictwo, występuje troska o zdrowie człowieka pracy o upowszechnienie kultury. Działalność kulturalna obejmuje zarówno tworzenie nowych wartości jak i ochronę dawnych, które stworzyły minione pokolenia (...) Nie mamy wprawdzie w naszych powiatach monumentalnych zamków czy pałaców, romantycznych, osnutych legendami ruin na wzgórzach (jak to nie?!? - K.K.) (...) ale otrzymaliśmy w spuściźnie po naszych przodkach prześliczne (...) drewniane kościółki i kaplice (...) zabytkowe śpichrze drewniane (...) stare ośmioboczne stodoły, ciekawe kapliczki przydrożne (...) niektóre pomniki dawnej przeszłości w postaci ziemnych wałów i kopców w Lubomi, Wodzisławiu, Gorzyczkach (...). Bliższe poznanie i ukochanie zabytków przeszłości rozszerzy i pogłębi naszą osobowość, zachęci do opieki nad nimi i do znalezienia na to potrzebnych środków. Wdzięczne to zadanie dla nauczycielstwa, władz gromadzkich, duchowieństwa a nawet dla każdego głębiej myślącego i czującego człowieka." (25.10.1958)

Ten przydługi wstęp pokazuje nam dobitnie, że zachowanie zabytków uznawane było przez władze ludowe za punkt bardzo ważny. A jak to wyglądało w praktyce, w Wodzisławiu, mieście zniszczonym podczas wojny w 80 procentach? Domy trzeba odbudować, wiadomo, ale co zrobić na przykład ze zniszczonym kościołem ewangelickim i klasztorem? Na początku lat 50-tych padła propozycja, żeby je po prostu... rozebrać9 i uporządkować teren. Później wymyślono, by w odbudowanym klasztorze znalazł miejsce Dom Kultury (kościół nadal możnaby ewentualnie "uprzątnąć", bo "teren znajduje się w centrum miasta i winien być w jaknajkrótszym czasie odgruzowany10"). Los kościoła uratował Wojewódzki Konserwator Zabytków, uznając go za cenny zabytek architektury i każąc odbudować, ale ponieważ zadanie to spadło na niezbyt liczną parafię ewangelicką, więc ruiny stały jeszcze czas jakiś, nim przystąpiono do odbudowy kościoła i klasztoru. W tym czasie opinia publiczna nie raz zgłaszała gruzy kościoła jako niebezpieczne, zwłaszcza dla bawiących się dzieci i wnioskowała o właściwe zabezpieczenie ich. Wreszcie, w 1959 roku przystąpiono do odbudowy, a ruiny klasztoru postanowiono przeznaczyć na szkołę zawodową.

Przy okazji, na chwilę, przypomniano sobie o zniszczonej Baszcie. W 1960 roku jeden z radnych "poruszył sprawę ruin na Grodzisku i należy je odrestaurować wzgl. rozebrać11", jednak temat ten nie był kontynuowany aż do lat 80tych.

W latach 60-tych kościół i klasztor zaczynają pojawiać się w "Nowinach". "Uratowany zabytek" głosi tytuł pierwszego artykułu z 1962 roku. Nas jednak bardziej intryguje kolejny tekst z tego samego roku "Archeolodzy zainteresowani odkryciami w wodzisławskim klasztorze" (25.07.1962) Czytamy w nim między innymi: "...podczas odbudowy, prowadzonej systemem gospodarczym natrafiono na ramy okienne wykonane artystycznie z kamienia. Odkryto również ciekawą polichromię, znajdującą się pod główną nawą. Odkryciem tym zainteresowali się bytomscy archeolodzy oraz warszawscy naukowcy, którzy zbadali ponadto warstwę ziemi i znaleźli w niej sporo szczątków naczyń pochodzących z X wieku (Co się stało z tymi naczyniami? Dobre pytanie...) Z badań archeologów i naukowców, którzy prawie co tydzień przyjeżdżają do Wodzisławia okazuje się, że w górnej części Wodzisławia (...) istniały już w X wieku zwarte zabudowania."

Niestety, nie wiemy zbyt wiele o rezultatach tych badań. Co stało się z odkrytymi artefaktami, gdzie trafiły? Czy pokryte kurzem leżą gdzieś zapomniane w magazynie któregoś z górnośląskich Muzeów? Ot zagadka. Ciężko powiedzieć też, by badania wpłynęły jakoś znacząco na świadomość historyczną redaktorów "Nowin", skoro trafiają się ciągle kwiatki typu "zniszczono również zabytkowy klasztor minorytów, zakupiony przed drugą wojną światową przez gminę ewangelicką12" (30.10.1963) Ostatecznie działania ratunkowe zakończyły się sukcesem. "Stwierdzono, że wykonawca robót wywiązał się z zadania w stopniu zadowalającym, przystępując do odbudowy zabytku z dużym pietyzmem" podsumowuje autor tekstu z 1967 roku.

Miasto i jego mieszkańcy zawsze byli dumni ze swojej ciekawej architektury. "Piękno starego Wodzisławia" - tak została podpisana fotografia z 1973 roku przedstawiająca... fontannę na Rynku (wtedy już, bagatela, prawie 10-letnią) i wybudowane po wojnie kamieniczki w tle.

Co i tak nie przebije innego zdjęcia, już z 1980 roku (widok na północną i wschodnią pierzeję Rynku - zabudowę niemal całkowicie powojenną) podpisanego "Pełne uroku wodzisławskie kamieniczki odbudowane po pożarze, który w 1822 roku zniszczył centrum miasta"...

Łowcy skarbów, Bordynowska Pani i skansen w Lubomi

W latach 60-tych ziemia wodzisławska przeżywała prawdziwy najazd archeologów. Wiemy już, że kręcili się oni w mieście wokół kościoła i klasztoru ewangelickiego. Jednak prawdziwym powodem ich przybycia była wieś Lubomia, a dokładniej tajemnicze miejsce w lesie nazywane na starych mapach "szwedzkimi szańcami" lub "wałami Chrobrego".

Prasłowiański gród, bo to o nim mowa, był już badany wcześniej, w latach 30-tych, jednak materiały z tych wykopalisk w większości zaginęły w czasie wojny. "Nowiny" już w 1957 roku zamieszczają artykuł wspomnianego już Lucjana Balcerowskiego pt. "Najstarsze ślady pobytu człowieka na ziemi rybnicko-wodzisławskiej" (nr.34, 1957). Czytamy w nim między innymi: "...Do najciekawszych zbadanych w latach 1933-1938 obiektów należy jedno z największych w Polsce i na Śląsku grodzisk wczesnośredniowiecznych w Lubomi. (...) Badania (...) grodziska lubomskiego dostarczają dowodów na to, że początki kultury prapolskiej sięgają na Śląsku w. VII a może nawet VI i że kultura ta jest dalszym ciągiem kultury okresu wędrówek ludów i okresu rzymskiego, a więc dowodzą również zamieszkania Śląska w tych okresach przez ludność słowiańską. Budowniczowie grodu lubomskiego byli nielada mistrzami a umiejętność wysokiej techniki budownictwa grodowego posiadana już w VII w. jest jeszcze jednym dowodem stwierdzającym poziom kultury prapolskiej na Śląsku na wiele wieków przed tzw. kolonizacją niemiecką, dowodem obalającym twierdzenia szowinistycznie nastawionych naukowców niemieckich o prymitywizmie społecznym i kulturalnym Słowian." Czyli znowu ta polityka! Aby udowodnić (zachodnim) Niemcom i po części miejscowym niedowiarkom o słuszności powojennych granic trzeba zacząć kopać i jeszcze raz przebadać leśne grodzisko. Takie to były czasy, gdy każdemu zamysłowi musiał towarzyszyć wyższy, polityczny cel...

I rzeczywiście, w 1966 roku rozpoczęły się kompleksowe, wieloletnie badania lubomskiego grodziska, na skalę, która jeszcze i dzisiaj robi wrażenie. "Nowiny" potraktowały sprawę bardzo sumiennie. W samych latach 60-tych na szpaltach gazety ukazało się 14 dłuższych artykułów plus kilka zajawek i zdjęć z wykopalisk13. Większość tekstów wyszła spod pióra dr Jerzego Szydłowskiego, archeologa i kierownika prac badawczych, więc tym samym poziomem merytorycznym znacznie odbiegała (oczywiście na plus) od typowych tekstów "Nowin".

Już w pierwszym roku wykopalisk pojawiło się ważne pytanie: co dalej z tak cennym znaleziskiem? "Jakie widzi Pan Doktor realne perspektywy badań i zagospodarowania grodziska lubomskiego po ich ukończeniu?" - pytał dr Szydłowskiego redaktor "Nowin" w wywiadzie z 09.11.1966 r. "...Istnieją realne możliwości nie tylko rozwiązania zagadki grodu lubomskiego, ale można będzie również zadbać o jego urządzenie i uczytelnienie po zakończeniu badań. Wtedy byłoby ono interesującym przykładem skansenu, jakich w kraju posiadamy bardzo niewiele. Stałoby się ono wówczas atrakcyjną filią terenową organizowanego regionalnego muzeum i na pewno licznie i chętnie odwiedzanym zabytkowym zespołem grodowym" - usłyszał w odpowiedzi. Zatem pomysł odtworzenia osady na kształt Biskupina nie jest niczym nowym, ale przewijał się już od samego początku badań! Trzy lata później, w wywiadzie z 14.05.1969 r. dr Szydłowski rozwija temat: "...Są dwa aspekty, które gorąco pragnęlibyśmy zrealizować. Z jednej strony można by wykorzystać samo grodzisko, po zakończeniu badań i odpowiednim zaadaptowaniu, jako atrakcyjny punkt turystyczny w typie zielonego rezerwatu, jakiego nie mamy w ogóle w naszym województwie. Z drugiej strony, zgromadzony obfity zbiór zabytków można by udostępnić społeczeństwu w przygotowanej do tego celu placówce muzealnej wyposażonej w odpowiednią wystawę (...). Wydaje się, że najlepsze warunki dla takiej placówki muzealnej o mocnym profilu archeologicznym można by stworzyć w Wodzisławiu w zabytkowym budynku, w którym mieści się Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (...) Decyzja i poparcie w tych sprawach zależą jednak nie od samych archeologów, a kompetentnych czynników terenowych, które już obecnie z dużym zainteresowaniem odnoszą się do tych propozycji..."

Owe "kompetentne czynniki", czyli miejscowi notable zgodzili się tylko na punkt drugi. Trudno im się dziwić, o wiele taniej wychodziło przeznaczenie kilku sal budynku Prezydium (czyli wodzisławskiego Pałacu) na rzecz nowopowstającego Muzeum, niż ogromnej kwoty na niepewny los skansenu grodu Golęszyców. Mimo to jeszcze w 1971 roku, przy okazji konferencji towarzyszącej otwarciu Muzeum w Wodzisławiu Śląskim dowiadujemy się, że "...zebrani na konferencji archeolodzy i konserwatorzy zwrócili uwagę na potrzebę urządzenia rezerwatu archeologicznego w Lubomi. Jest to postulat o znaczeniu ogólnopolskim" ("Muzeum w Wodzisławiu" - "Nowiny" z 09.06.1971)...

Z badaniami prasłowiańskiego grodu wiąże się jeszcze jedna historia, a raczej zgubna histeria na punkcie ukrytych rzekomo skarbów. Również "Nowiny" nieświadomie się do tej katastrofy przyczyniły. Jeden z pierwszych artykułów o wykopaliskach zaczyna się bowiem od takiego oto tekstu: "W LUBOMI KOPIĄ, PEWNIE ZŁOTA LUB SKARBÓW SZUKAJĄ', Wiadomość taka, powtarzana z ust do ust, zatoczyła już spory krąg w okolicy. A więc jak jest naprawdę? Rzeczywiście - już od pierwszych dni września Dział Archeologii Muzeum Górnośląskiego 'kopie' w Lubomi i szuka 'skarbów', ale nie złota i tym podobnych kruszców lecz skrupulatnie rejestruje wszystko o życiu dawnych mieszkańców tych stron. Każda skorupa, przedmiot żelazny, ślad domostwa itd. posiada cenną wartość naukową" ("W Lubomi kopią..." 01.05.1967 r).

Na nic zapewnienia prasy, znalazło się kilka osób, które wiedziały swoje! W myśl zasady "skoro piszą tak, to na pewno jest inaczej", już rok później swoista "gorączka złota" doprowadziła do zniszczenia bardzo cennego punktu archeologicznego, o czym "Nowiny" z zażenowaniem zawiadamiają w artykule pt. "Wandale na grodzisku w Lubomi" (11.09.1968): "...Z tym większą przykrością wypada mi tym razem donieść (pisze dr Szydłowski, wspominając na wstępie o zawsze gościnnych łamach pisma) o akcie bezmyślnego, głupiego wandalizmu, który prawie w zupełności przekreślił nasze trzytygodniowe prace (...) W bieżącym sezonie (...) skoncentrowano uwagę na jednym ze znajdujących się w okolicy kopców. (...) Wiadomo było z opowiadanych w okolicy legend, że w tym właśnie kopcu pochować miano "Bordynowską panią", kiedyś chyba właścicielkę okolicznych gruntów. (...) Przez trzy tygodnie grupa ludzi z praktykantami uniwersytetu berlińskiego ślęczała nad tym zadaniem zdejmując warstewkę po warstewce. Powoli sytuacja zaczęła się wyjaśniać. Pokazał się gruz ceglany, a potem fragmenty murów i wreszcie sklepienie jakiejś krypty grobowej. A więc jednak mogiła "Bordynowskiej pani". Trzeba było rozpoczętą rzecz zbadać do końca (...) Nie dawało to jednak spokoju pewnym mieszkańcom Syryni, ciemnym, fanatycznym poszukiwaczom skarbów, takim co to wszystko wiedzą lepiej. W poniedziałek po odejściu ekipy ze stanowiska oni przejęli inicjatywę w swoje ręce. Zniszczyli część z trudem odsłoniętych murów, przede wszystkim jednak rozbili sklepienie krypty, aby dostać się do środka do upragnionych skarbów. Takowych nie znaleźli. Zastali zbutwiałe resztki trumny, skorodowane okucia żelazne, resztki stroju zmarłej, (...) szczątki skórzanego obuwia. Zniszczyli natomiast resztki odsłoniętego przez ekipę archeologów układu architektury, znajdującej się tu ongiś kapliczki. Odtworzenie tego układu stało się już niemożliwe. (...) Tak to głupota wynikająca z zabobonnych przekonań "poszukiwaczy skarbów" im samym nie przyniosła żadnej korzyści, innym zaś poważne straty, a ponadto zażenowanie i wstyd, wstyd tym większy, że rzecz stała się prawie na oczach zagranicznych specjalistów, którzy przyjechali do nas, aby się czegoś nauczyć. Opisany przypadek nie jest pierwszym tego rodzaju. W podobny sposób i z podobnych pobudek zniszczono już ponad połowę średniowiecznego gródka w Lubomi zwanego Kotówką, gdzie perspektywa przyszłym badań i uzyskania jakichś wyników poważnie zmalała. Byłby już czas, aby niektórzy mieszkańcy tych stron zrozumieli prymitywność i szkodliwość swojego postępowania dla nauki i naszej kultury." - kończy smutnie dr Szydłowski. Niestety, sprawców zniszczenia grobowca nie udało się odnaleźć i cała sprawa nomen omen "rozeszła się po kościach", a grób Bordynowskiej Pani musiał czekać aż do 2015 roku na kolejne, solidne przebadanie.

Po zakończeniu wykopalisk w 1970 roku, na łamach "Nowin" praktycznie przestały ukazywać się artykuły dotyczące grodziska, rokrocznie wspominano jedynie o Rajdzie Golęszyców (lub Golężyców - stosowano obie nazwy wymiennie) w którym brała udział głównie szkolna młodzież i członkowie klubów PTTK: "...Rajd z metą na prasłowiańskim grodzisku w Lubomi odbywał się na 14 trasach: pieszych, kolarskich i motorowych. Na mecie w Lubomi oczekiwała uczestników gorąca grochówka. Otrzymali oni ponadto znaczki rajdowe. Każda kończąca rajd drużyna otrzyma nagrodę, zaś każda instytucja, która przyczyniła się do jego zorganizowania - proporczyk" ("Rajd po Ziemi Golężyców zgromadził rekordową liczbę uczestników" -18.09.1968). Kolejne rajdy towarzyszyły Dniom Wodzisławia i stanowiły ich niezaprzeczalną atrakcję.

****

Śledząc artykuły dotyczące historii Wodzisławia na przełomie 40 lat PRL zauważymy z niejakim zdziwieniem, że im bliżej "czasów współczesnych", tym mniej się ich pojawia. Pierwsze numery "Nowin" ukazały się w 1956 roku, do końca lat 50-tych możemy znaleźć ponad dwadzieścia tekstów dotyczących archeologii i historii naszego rejonu. Świetnie wypadają tutaj lata 60-te, gdzie oprócz artykułów redakcja prowadziła stały dział "Ziemia rybnicko-wodzisławska na starej fotografii" (archiwalne zdjęcia nadsyłali czytelnicy). Kolejne dziesięciolecie było już znacznie uboższe, choć w tym właśnie czasie "Nowiny" zwiększyły ilość stron. Najwyraźniej "propaganda sukcesu" epoki Gierka nie przewidywała patrzenia wstecz, a najważniejszym wydarzeniem lat 70-tych w Wodzisławiu w interesującej nas dziedzinie było otwarcie Muzeum w 1971 roku. Gdyby nie informacje o wystawach i zdjęcia z nich, historia byłaby w ogóle pomijana w tamtych numerach. W kolejnej, ostatniej odsłonie PRL bieżące problemy, plus zmniejszenie ilości stron całkowicie wyrugowały tematy "luźniejsze" ze szpalt "Nowin". Tylko raz, w 1982 roku, wspomniane są badania archeologiczne na tym terenie, choć prowadzone były one (z sukcesami) przez całe dziesięciolecie.

Dopiero zmiana ustroju pozwoliła na szersze spojrzenie na historię i prehistorię naszego regionu. Powstało Towarzystwo Miłośników Ziemi Wodzisławskiej, które zaczęło wydawać "Herolda Wodzisławskiego" - czasopismo w większości poświęcone tutejszej historii i legendom. Staraniem Towarzystwa odbudowano Basztę oraz wydobyto z zapomnienia kilka postaci z księżną Konstancją i kronikarzem Henkem na czele. W ślad za tym pojawiły się kolejne publikacje.... Ale to już zupełnie inna historia.

 

Przypisy

1 Do czasu artykułu J. Tęgowskiego pt. "Konstancja", który ukazał się w "Magazynie Razem" w 1987 roku i wydobył jej postać z zapomnienia

2 "Wodzisław tworzy Muzeum Regionalne" [w:] "Nowiny" z 17.07.1963 r.

3 O Bieni również wspomniano w numerach 11.1958, 15.08.1962, 30.10.1963 oraz 14.03.1979

4 Wcześniej, w 1960 roku padła propozycja jednego z radnych, by imieniem Józefa Bieni nazwać nowe przedszkole w Jedłowniku. Wniosek ten "przyjęty został jednogłośnie".

5 Ta, jak i kolejne wypowiedzi z Protokołów z posiedzenia sekcji gospodarczej dot. 700lecia Miasta Wodzisławia z 1957 roku - Archiwum Państwowe w Cieszynie

6 Patrząc na zdjęcie widzimy jednak ubiór wyraźnie renesansowy, zaś stroje trębaczy wyglądają jakby inspirowane były gwardią watykańską.

7 Protokoły Obrad Rady Miejskiej z 1959 roku

8 12.09.1979

9 "...W wolnych głosach obywatel G. zapytywał się jakie kroki powzięto w sprawie (...) usunięcia gruzów zniszczonego kościoła ewangelickiego (...) Odpowiedzi udzielił przewodniczący Prezydium M.R.N. (...) kwestia rozbiórki gruzów zniszczonego kościoła ewangelickiego zależna jest od Konserwatora Wojewódzkiego, który dotąd jeszcze nie zajął stanowiska w tej sprawie" - Protokoły Miejskiej Rady Narodowej z 1950 r., Archiwum Państwowe w Cieszynie

10 Jak wyżej

11 Protokoły Miejskiej Rady Narodowej z 1960 roku

12 Stało się to w 1830 roku

13 W latach 70-tych ukazały już tylko 4 artykuły co wiązało się z zakończeniem badań w 1970 roku.

Tekst ukazał się pierwotnie w częściach w Tygodniku Regionalnym "Nowiny"

Oceń publikację: + 1 + 20 - 1 - 3

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuWodzislaw.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuWodzislaw.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuWodzislaw.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy jesteś szczęśliwy w Wodzisławiu Śląskim i powiecie?




Oddanych głosów: 1084